sobota, 5 lipca 2014

Rozdział czwarty

NOTKA! WAŻNE!PRZECZYTAJ :

Proszę was jeszcze raz: Jeśli chcecie, by opowiadanie było dalej kontynuowane polecajcie je innym. Sama nie zdobędę czytelników. Bo to przecież od was zależy, czy jest warte dalszego publikowania i pisania :) No dobrze, troszkę też ode mnie :) Jeśli czytasz, skomentuj zwykłym "czytam", bądź coś innego. DZIĘKUJĘ WAM Z CAŁEGO SERDUCHA. Od was zależy, czy kolejny rozdział pojawi się na tym blogu :)

Muszę się wam pochwalić! W końcu spełniłam jedno z moich marzeń, a raczej Justin je spełnił. Dostałam od niego follow! To cudowne uczucie! Mam nadzieję, że wam też uda się zdobyć follow idola,  życzę wam tego słoneczka <3

Wracam do pracy, miłego czytania!<3




_______________________________________________________________________






   Nie chciałam patrzeć Nathanowi w oczy, więc skupiłam się na jego koledze. Kiedy z nim rozmawiałam, był dla mnie milszy, więc myślałam, że zareaguje na agresywne zachowanie swojego przyjaciela. Jakie było moje zdziwienie, kiedy blondyn beznamiętnie wpatrywał się w tę scenę, zajadając się popcornem. Jakby dla niego to był cholerny fragment jakiegoś thrillera. Przewróciłam oczami, kiedy wepchnął pełną garść popcornu do buzi.

 - Duży dzieciak - mruknęłam, a Horan tylko wzruszył rozbawiony ramionami. Poczułam uścisk dużej dłoni na moim ramieniu.

- Co powiedziałaś? - Usłyszałam nad swoim uchem rozwścieczony głos Nathana.

- Nie mówiłam tego do ciebie, tylko do twojego głupkowatego koleżki. On jest normalny? Zachowuję się, jakby był z zoo - burknęłam.

Myślałam, że brunet się rozzłości, jednak po kilku sekundach usłyszałam cichy chichot. Zaskoczona otworzyłam usta. Czy on właśnie się śmieje? Odwróciłam się, by na niego spojrzeć i poczułam, że jego uścisk się rozluźnia. Niedowierzająco wpatrywałam się na jego rozpromienioną twarz. Posłałam mu pytające spojrzenie.

- Niall, nie zachowuj się jak świnia przy damie - powiedział wyraźnie rozbawiony.

- Tak jest szefie - parsknął niebieskooki.

Byłam w totalnym szoku. Czy to właśnie jest ta bipolarność, o której czytam w swoich ulubionych fanfiction? Do diabła! Czuję się, jak bohaterka jednej z nich! Dlaczego akurat mnie musiało się to przytrafić? Dlaczego to ja musiałam zająć się Zaynem i wpakować się w kłopoty. Widocznie mnie uwielbiają. "Albo ty je uwielbiasz." Co? "Kłopoty to twoja specjalność." No dzięki, brzmi jak  życiowy cel.

- Zostaniesz na noc - usłyszałam stłumiony głos Nathana.

Moje oczy powiększyły się. To było do mnie?

- Co? To znaczy... ja? - Wyjąkałam, a on tylko przewrócił oczami i kiwnął głową.

Zacisnęłam dłonie w pięści.

- Czy wy wszyscy tu jesteście normalni?! Dlaczego ja? Nie mogła to być jakaś inna osoba? Greg, Elizabeth? Dlaczego, do cholery, ja! - Tupnęłam nogą jak małe dziecko, gdy nie dostanie ulubionej zabawki.

- Ej,ej,ej skarbie, nie denerwuj się. Podziękuj mojemu bratu. Muszę przyznać, że ma gust - mulat wyszczerzył się w moją stronę i puścił mi oczko.

-Ty chyba na prawdę nie jesteś normalny - mruknęłam.

- Kochanie, będziesz musiała się przyzwyczaić.

Co?!

- O czym ty mówisz?

- Zostałaś skazana na moje towarzystwo.




                                                                  *



  Zgodnie ze słowami Nathana, musiałam zostać u niego na noc. Miał zrobić naradę w sprawie mojej "roboty" dla nich i pilnowania Zayna. Niestety, coś poszło nie tak i jego koledzy nie zaszczycili nas swoją osobą. Znów byłam skazana na towarzystwo dwóch debili. Cudownie. Dziecinny, niebieskooki blondyn i bipolarny, irytujący Nathan. Wydaję mi się, że Zayn jest spokojniejszy od swojego brata. Oczywiście też ma swoje odpały, jak do tej pory zdążyłam zauważyć, ale jego braciszek go przewyższa. Jak można mieć aż takie wahania nastroju? Raz wkurwiony, raz rozbawiony. To zdecydowanie jest nienormalne. Co mu z tego, że jest cholernie seksowny? Jego charakterek niestety przyćmiewa cały urok. Cholerny bad boy.

- Moich kumpli nie będzie, ale wszystko wytłumaczę ci sam - usiadł na przeciwko mnie, a ja zwróciłam swoje oczy z zaciekawieniem na niego.

Bałam się, co ma mi do powiedzenia. Nie wiedziałam, jak długo będę musiała im pomagać. Czy to będzie niebezpieczne? Czy ja jestem w niebezpieczeństwie?

- Twoim zadaniem będzie pilnowanie mojego brata i udogodnienie z nim kontaktu. Jako jedyna z wtajemniczonych masz wstęp do sali, więc musisz nam w tym pomóc. Po za tym, przypilnujesz jego stan zdrowia. Jeśli będziesz działała na jego niekorzyść, albo coś mu się stanie, ty za to odpowiesz. Informujesz mnie o wszystkich podejrzanych sytuacjach, o ludziach kręcących się pod jego salą. Masz przypilnować, by nikt do niej nie wchodził. Podesłałem tam już swoich ludzi, będą czuwać. Nie spotkasz już policjantów, którzy go do tej pory pilnowali, nie bądź tym faktem zdziwiona - zmrużył oczy. - Coś nie tak? Mówię za szybko?

Pokręciłam szybko głową, zaprzeczając.

- Dlaczego ich nie spotkam?

Westchnął.

- Naprawdę nie chcesz, bym ci to tłumaczył - wychrypiał. - Zayn pewnie ci mówił, że coś z nimi jest nie tak. Po prostu nie byli prawdziwymi policjantami.

- Jak to? To kim byli? - Spytałam z zaskoczeniem malującym się na mojej twarzy.

- Kimś, kto był zagrożeniem dla mojego brata. I nie tylko - odpowiedział.

- Co masz na myśli mówiąc nie tylko?

- Niall będzie cię pilnował, nie musisz się tym martwić.

Słucham?! Czy on właśnie... czy miał na myśli, że ja..

- Co to ma znaczyć? Jestem w niebezpieczeństwie? - Pisnęłam.

Poderwałam się z kanapy, na której wcześniej siedziałam i zaczęłam krążyć po salonie. Nie, nie, nie. To jest jakiś żart. Ja śnie, zaraz się obudzę. To tylko sen, Leah. Uspokój się. Musisz się tylko wybudzić.

- To tylko sen. To tylko sen. Tylko sen - powtarzałam z zamkniętymi oczami.

Poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Momentalnie przystanęłam i odwróciłam się. Niall przeszywał mnie swoim błękitnym spojrzeniem. Widziałam w jego oczach współczucia i nutę pocieszenia. Czułam, jak pod moimi powiekami zbierają się łzy, a zaraz później po moich policzkach zaczęły spływać jedna po drugiej.

- Ja przecież chciałam tylko zostać lekarzem - wydusiłam z ledwością.

Nie wytrzymałam. Wybuchnęłam jeszcze większym płaczem. Skumulowane we mnie emocje pękły, powodując wstępne załamanie. Poczułam jak silne ramiona owijają się wokół mojej sylwetki. Moja głowa spoczęła na ramieniu Horana. Nie obchodziło mnie to, że ledwo się znamy. Potrzebowałam bliskości, potwierdzenia, że nie jestem sama i rzeczywiście nie mam się czego obawiać. Było mi miło, że tak zareagował. Nawet Nathan nie krzyknął, nie skomentował całej tej sytuacji. Byłam wdzięczna blondynowi, że nie zachował się jak palant. Może nie są do końca tacy źli?

- Dziękuję - szepnęłam i odsunęłam się od niego. Horan posłał mi ciepły uśmiech, który odwzajemniłam. - Pobrudziłam ci koszulę - zauważyłam.

- To nic - odpowiedział szybko, a ja tylko posłałam przepraszający uśmiech.

- Nathan... - zwróciłam się w stronę mulata. Dostrzegłam, że wyciąga w moją stronę chusteczkę higieniczną. - Dzięki - wzięłam ją od niego i wytarłam zapłakane oczy.

- Mów do mnie Javadd - poinformował.

- Dlaczego?

- To moje drugie imię, nie lubię pierwszego - wyjaśnił.

Skinęłam głową na znak, że rozumiem.

- Więc, Javadd, chciałam...chciałam zapytać ile to potrwa? - Głos mi się załamał i brzmiałam histerycznie.

Nie wiem, co on w tym momencie sobie myślał. Miałam to głęboko gdzieś. A moje wyobrażenia z fanciction? To jeden, wielki bullshit. Odważna, nie bojąca się, z mocnym charakterem główna bohaterka przeciwstawiająca się i uwielbiająca bipolarnych chłopców. Jeden wielki bullshit. Ściema. Która dziewczyna stanęłaby oko w oko z możliwością śmierci i byłoby to jej obojętne? To chore! Chciałam być jak moje ulubione bohaterki. Mocna, zadziorna i nieustraszona, ale to minęło w momencie, kiedy moje wyobrażenia zamieniły się w rzeczywistość.

- Nie wiem, Leah. Dopóki mój brat nie wyjdzie ze szpitala.

Wypuściłam powietrze ze świstem. Wiedziałam, że właśnie taka będzie jego odpowiedź. Stan Zayna był ciężki, w związku z reakcją alergiczną, ale niedługo już powinien zostać przewieziony do normalnej sali.

- Posłuchaj. Dla swojego bezpieczeństwa musisz mówić mi o wszystkim. Nie chce, by cokolwiek się stało ani tobie, ani mojemu bratu. Wiem, że nie wplątałaś się w to wszystko z własnej woli, dlatego zostawimy cię w spokoju, kiedy tylko mój brat wyjdzie ze szpitala.

Westchnęłam przeciągle i opadłam na kanapę. Cieszyłam się, że na spokojnie mi to wszystko wytłumaczył. Niepokoiło mnie jednak jego wcześniejsze zachowanie. Skąd mam wiedzieć, że znowu mu coś nie odpali? Mam nadzieję, że bliźniak Malika szybko wyjdzie ze szpitala i będę mogła spokojnie kończyć moje praktyki.

- Z kim zostawiłaś mojego brata?

- Doktor Fisher ma dzisiaj dyżur i będzie go pilnował.

- To dobrze. Nie wpuszczaj tam nikogo innego. Tylko ty i doktor Fisher. Obiecaj mi to - przegryzłam dolną wargę.

Nie miałam innego wyjścia. Musiałam dać mu słowo, że nie dopuszczę do Zayna nikogo innego. Już raz skończyło się to dla niego źle.

- Obiecuję - wyszeptałam.



                                                             *


  Nathan wraz z Niallem pościelili mi łóżko w salonie. Horan wyszedł około pół godziny temu z pokoju Malika. Słyszałam jak jeszcze rozmawiali ze sobą, ale nie mogłam zrozumieć o czym szeptali. Sen nie przychodził. Nie czułam nawet zmęczenia. Emocje wzięły górę nad ciałem. Wciąż myślałam o tym, co ze mną będzie. Czy uda mi się z tego wyjść cało? A co jeśli coś pójdzie nie tak? Miałam mętlik w głowie. Nie mogę już się z tego wycofać. Chociaż... przecież mogę uciec! I nie ukończyć stażu? Zaprzepaścić swoje marzenia? Pogrzebać je? To się na pewno skończy. Nie mogę podejmować pochopnych decyzji. Przeczekam to wszystko. Dam radę. Zayn wyjdzie ze szpitala, a ja będę mogła żyć dlej i spokojnie kończyć moje studia. Tak będzie. Po prostu muszę to przeczekać. Muszę.
   Godzina 2:00 na zegarku. Wstałam cicho, nie budząc Javadda. To trochę dziwne, że kazał mi tak na siebie mówić. Przecież imię Nathan jest o wiele ładniejsze, niż Javadd. Przynajmniej tak mi się wydaje. Ale skoro jemu bardziej pasuje drugie imię, to nie będę się sprzeciwiała. Przecież i tak niedługo się pożegnamy. Uśmiechnęłam się w duchu, pocieszając sama siebie. Podeszłam do okna. Oparłam się o parapet i zaczęłam podziwiać gwiazdy. Noc była ciepła, niebo przejrzyste, więc w moich oczach mieniło się miliardy gwiazd. Odszukałam mały wóz, następnie duży. Zatęskniłam za czasami, kiedy wraz z całą rodziną wychodziliśmy na ganek, w moim rodzinnym domu, i podziwialiśmy gwiazdy. To była nasza ulubiona wspólna czynność. Chciałam wrócić do czasów, kiedy jako mała dziewczynka biegałam po podwórku wołając radośnie swoich rodziców, by się do mnie przyłączyli. Tęsknie za usypianiem mojego braciszka i śpiewaniem mu kołysanek. Znów poczułam zbierające się łzy w moich oczach. Tak bardzo pragnęłam zobaczyć jego uśmiech, jego dziecinne pulchne policzki. Mój kochany aniołeczek. Tak bardzo pragnę przytulić się do rodziców i powiedzieć im o wszystkich moich problemach.

- Tak bardzo za wami tęsknie - mój cichy głos przeszedł przez pomieszczenie, a ja owinęłam swoje ręce wokół ramion.

- Leah? - Podskoczyłam na dźwięk swojego imienia.

Nathan stanął obok mnie. Nie patrzyłam na niego. Wciąż wpatrywałam się w niebo.

- Nie możesz zasnąć?

Jego głos brzmiał delikatnie. Zupełnie inaczej, niż w pierwszej minucie, gdy się poznaliśmy.

- Co, gdybym teraz uciekła? - Spytałam z zaskoczenia.

Milczał przez chwilę. Chyba szukał odpowiedniej odpowiedzi.

- Znalazłbym cię. Zawsze dopinam swego, Leah. Nie chcesz chyba, bym był dla ciebie niemiły? Uwierz mi, że nie warto ze mną zadzierać - mówił powoli, jednak bardzo pewnie i z nutką nacisku. Nie chciał mnie przestraszyć, ale dać do zrozumienia, że ucieczką nic nie zdziałam.

- Głupia ja - wypaliłam, a zaraz potem usłyszałam jego chichot. - Z czego się śmiejesz? Nie dość, że mam pecha, to jestem jeszcze śmieszna - westchnęłam.

- Masz jakieś drugie imię? - Spytał zmieniając temat, czym mnie totalnie zaskoczył.

- Jessica.

- Jessy, ładnie - stwierdził, uśmiechając się figlarnie.

- Dlaczego pytasz?

Nie zdążył odpowiedzieć. Naszą rozmowę przerwał dźwięk telefonu. Mojego telefonu. Chrząknęłam znacząco.

- Muszę odebrać - bąknęłam.

  Widziałam, jak śledził mój każdy ruch. Kiedy podchodziłam do telefonu, i kiedy go odebrałam. W przeciągu światła zareagował kiedy telefon wypadł mi z dłoni i przytrzymał moje ciało przed upadkiem.
   Cała drżałam. Przekazana przez doktora Fishera informacja mną wstrząsnęła.

- Co się stało? - Nathan chwycił moją twarz w dłonie.

- Muszę wracać do szpitala. Zayn... jest z nim źle -spuściłam wzrok.
Wiedziałam, że nie miałam dla niego dobrych informacji. Musiałam natychmiastowo pojawić się w szpitalu.

- Daleko stąd jest szpital?

- Zawiozę cię.



                                                             *



- Co dokładnie powiedział lekarz? -Spytał, kiedy byliśmy w drodze do szpitala. Widziałam, że bardzo się przejął informacją o stanie zdrowia swojego brata. To zrozumiałe.

- Powiedział tylko, że mam natychmiast przyjechać do szpitala. Przykro mi, ale robi tak tylko wtedy, kiedy sytuacja jest krytyczna, Jav.

Jego twarz poczerwieniała. Zacisnął dłonie w pięści,a  jego oczy przybrały kolor czerni.

- Miałaś go pilnować! - Krzyknął, a samochodem aż zarzuciło. Wydałam z siebie okrzyk i przykryłam dłońmi buzię. Otworzyłam szeroko oczy.

- Chcesz nas zabić, baranie ?! - Wydarłam się.

Zaskoczony spojrzał na mnie.

- Przypominam, że to ty sprowadziłeś mnie do siebie, ty zarządziłeś, bym została na noc, a teraz masz do mnie pretensje? Cholera, Malik. Mnie też nie jest na rękę zły stan twojego brata. Nie tylko dlatego, że kiedy on wyzdrowieje ja się od was i tego wszystkiego uwolnię, ale dlatego, że cholernie mi go szkoda i nawet go lubię. Był dla mnie miły. W przeciwieństwie do jego brata bliźniaka.

- Oh - szok na twarzy Nathana mówił wszystko. Czyżbym go zatkała? Mam nadzieję, że tak. Co za kretyn. - Przepraszam - usłyszałam i znieruchomiałam. Dosłownie. Otworzyłam buzię ze zdziwienia i nakierowałam spojrzenie na Nathana.

- Myślałam, że bad boye nie przepraszają, nigdy - wypaliłam.


Przymrużył oczy.

- Naczytałaś się jakiś głupot, czy jak? Jessy, Jessy, Jessy. Zabawna z ciebie dziewczyna - oh, więc zwracamy się do siebie drugimi imionami?

- Jav, Jav, Jav... a z ciebie bipolarny typ - odpowiedziałam nie zastanawiając się wcześniej. Ups.

- Bipolarny? - Uniósł zabawnie brwi, a ja machnęłam ręką.

- Nie ważne. Jesteśmy na miejscu - zauważyłam.

- Jak tylko będziesz miała informacje o moim bracie, dzwoń - podał mi malutką karteczkę, na której zapisany był numer telefonu. Jego telefonu.

- Nie odwiedzisz go?

Pokręcił przecząco głową.

- Idź już - wyszeptał.

Wyszłam z jego samochodu. Posłałam mu ostatnie spojrzenie, zamknęłam drzwi i skierowałam się w stronę szpitala. Miałam nadzieję, że stan Zayna nie jest aż tak krytyczny. Ale jak to mówią, nadzieja matką głupich...