piątek, 21 listopada 2014

Rozdział dwunasty.





          Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Zaczęłam potykać się o wystające gałęzie drzew. Łzy napływające do oczu zamazywały obraz, co poskutkowało upadnięciem na kolana i zdarciem z nich naskórka. Nie czułam jednak bólu. Jedyny ból, jaki dawał mi teraz o sobie znać, to ten wewnętrzny. Byłam rozdarta. Nie miałam pojęcia dokąd pójść. Potrzebuję przyjaciela. Potrzebuję bliskiej osoby. Potrzebuję jego.
   Bez wcześniejszego namysłu sięgnęłam do kieszeni jeansów po telefon. Dobrze, że nie trzymam go w torebce, bo teraz nie miałabym nawet jakiegokolwiek ratunku. Wybrałam interesujący mnie numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

- Potrzebuję cię – głos załamał mi się w połowie wypowiedzianych słów. Ledwo trzymałam urządzenie przy uchu. – Jestem w parku  blisko świątyni do której chodzę. Pamiętasz? -  Zaciskam zęby.  – Nie możesz mi tego zrobić, Greg, nie ty – krzyczę do słuchawki. – Proszę cię! – Upadam na ziemię, kiedy słyszę dźwięk przerwanego połączenia. Nie płaczę. Po prostu leżę nieruchomo na zimnej, mokrej ziemi, a deszcz nadal obija się o moje ciało.

Chcę umrzeć. W tej chwili mam wszystkiego dość. Mogłabym rzucić się pod pociąg, ewentualnie skoczyć z mostu. Mój pech, że w pobliżu nie ma ani torów, ani mostu. Cóż, nie wstanę. Jest mi obojętne, co się ze mną teraz stanie. Przepraszam, mamo. Ty zawsze we mnie wierzyłaś. Jako jedyna potrafiłaś docenić moje wszelkie starania. Wspierałaś mnie, kiedy mi coś nie wyszło. Broniłaś przed złymi ludźmi. Niestety, sama nie umiałam tego zrobić. Wybacz mi. Wybacz mi, że chcę się poddać. Wiem, że nie chciałabyś drugi raz przeżywać możliwości mojej śmierci, ale nie mam już siły. Jestem słaba.  Moje  oczy same się zamykają. I nie czuję już nic. Ogarnia mnie ciemność. Upragniona ciemność.

*


   Lekko otwieram powieki. Czuję uciążliwy, pulsujący ból głowy, który nie daje mi możliwości poruszenia się.

- Co się stało? – Wymamrotałam na wpół przytomna. – Gdzie ja jestem?

- Na miłość boską, Leah! Natychmiast się połóż! – Obok mnie pojawił się Greg. – Lepiej ci już?

Jestem u Grega. Kiwnęłam głową, chociaż nie czułam się dobrze. Miałam potworne zawroty głowy.

- Jednak mnie nie zostawiłeś – szepnęłam. Wysiliłam się na mały uśmiech w jego kierunku. Odwzajemnił go.

- Nie mogłem.

- Po raz kolejny ratujesz mi dupę…

- Ciii – blondyn położył mi palec na ustach. – Nie będziemy teraz o tym rozmawiać. Powiesz mi co się stało?

- Nie – odpowiedziałam mechanicznie. Tak bardzo chciałam się komuś wygadać, ale nie mogłam mu niczego powiedzieć. Nie teraz.

- Leah, proszę cię. Martwię się o ciebie. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? – Posłał mi jednoznaczne spojrzenie.

- Jesteśmy Greg, ale ja wyświadczam ci przyjacielską przysługę nie mówiąc ci o niczym. Kiedyś zrozumiesz – westchnęłam.

- DO JASNEJ CHOLERY! To zaczyna mnie przerastać! Jesteś w niebezpieczeństwie przez tego sukinsyna, tak?! – Złapał mnie za ramiona. Syknęłam.

- Uspokój się, Greg. To nie twoja sprawa. Puść mnie.

- Znowu to samo! Ile razy kurwa jeszcze to usłyszę? – Coraz mocniej ściskał moje ramiona. Czułam, że będę miała siniaki po jego silnym uścisku. Co w niego wstąpiło?

- To boli…

- Może w taki sposób dojdzie do ciebie, jak kurewsko głupia jesteś! Czy ty nie widzisz, że tylko ja się staram? Że wszyscy inni się od ciebie oddalili? Nikt ci nie został, rozumiesz?! Tylko ja waruję u twego boku jak pies, a ty? Jesteś  suką bez serca, Lee! – Pisnęłam, kiedy Greg mną szarpnął. Boże, za co? Mój najlepszy przyjaciel zwariował…

Po pokoju rozniósł się huk tłuczonego szkła. Oboje z Gregiem odwróciliśmy się w kierunku hałasu. Nie mogłam uwierzyć, kto stał w progu drzwi. Co on sobie kurwa myśli?

- Liczę do trzech, i albo zabierasz z niej swoje brudne łapska, albo dostaniesz kulkę i pożegnasz się ze swoim beznadziejnym życiem – Malik wypowiedział te słowa powoli. Zakryłam usta dłońmi, kiedy dostrzegłam, że celuje bronią w mojego przyjaciela.

- Raz…

Żyłka na jego twarzy i zaciśnięte usta mówiły wszystko. Był wściekły. Nie mogłam  się ruszyć, ani nic powiedzieć. Greg także jest zaskoczony całą sytuacją. Całkowicie rozluźnił uścisk na moich ramionach.

- Jak ty… jak ty wyszedłeś ze szpitala? –Wyjąkał. No tak, on nie wie, że jest dwóch Malików.

- Dwa… radzę ci się pośpieszyć – do moich uszu doszedł dźwięk odblokowania broni. Palec  Zayna powoli zaczynał naciskać spust.

- Co ty sobie kurwa wyobrażasz?! Najpierw mnie okłamujesz, a później zgrywasz bohatera? Nathan? Zayn? Javadd? Kim ty tak w ogóle jesteś, co?! – Łzy zaczęły gromadzić się w moich oczach. Nie wytrzymałam. Dłonie Grega już nie robią mi krzywdy. Chłopak powstrzymuje mnie przed wyrwaniem się w stronę Malika.

- Zayn.  Zayn  Javadd Malik-  usłyszałam jego cichy, zachrypnięty głos. Świetnie, kurwa.

- Dlaczego? – Nie chciałam wiedzieć niczego innego. Pragnęłam tylko, by dał mi odpowiedź na to pytanie. Nic więcej.

- Wytłumaczę ci to kiedyś, obiecuję. Po prostu nie mogliśmy ci powiedzieć. Nie znaliśmy się. Musieliśmy grać ostrożnie. Teraz to i tak nie ma już znaczenia. Musisz mi zaufać, Leah. Nie zrobiliśmy tego specjalnie – zwrócił na mnie swój wzrok.

- Nie wierzę ci – odpowiedziałam. – Nie wierzę, słyszysz! To jest jakaś chora gra, Zayn, Nathan, Javadd,  czy jak ci tam na imię! – Wykrzyczałam. Miałam ochotę przywalić mu teraz w mordę, ale wciąż byłam powstrzymywana przez Grega.

- Błagam cię, Leah. Jesteś mi potrzebna...

Prychnęłam.

- Do czego? Do uratowania twojej dupy?!

- Mojego brata. Pamiętasz, jak zawarliśmy umowę?

- Zabiję cię, ty cholerny dupku! – Wrzasnęłam.

Wyswobodziłam się z uścisku Grega. Podbiegłam do Malika i złapałam za broń, którą wciąż celował w blondyna. Chciałam mu ją wyszarpać. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Popełniłam ogromny błąd.

Huk. Głośny huk. Przez chwilę robi mi się głucho w uszach. Broń upada na podłogę. Skierowuję swój wzrok na wprost. Greg leży na ziemi nieruchomo. O Boże. Co ja zrobiłam?  Co się przed chwilą stało? Widzę, jak Zayn podbiega do leżącego na podłodze blondyna.  Ręce zaczynają mi się pocić. Moje ciało się trzęsie. Niekontrolowanie upadam na kolana. O MÓJ BOŻE.


 ZABIŁAM GREGA…




-----------------------------------

NA POCZĄTKU CHCIAŁAM WAM BARDZO PODZIĘKOWAĆ ZA TAK LICZNE KOMENTARZE POD POSTEM! JESTEŚCIE WSPANIALI! Nie sądziłam, że ktoś jeszcze będzie chciał czytać #Mistakeff po tak długiej przerwie. KOCHAM WAS!

Przepraszam, że ten rozdział jest tak krótki. Mam nadzieję, że was nim nie zawiodłam. No może troszeczkę. 

ZAPRASZAM TAKŻE NA MOJE OPOWIADANIE Z HARRYM W ROLI GŁÓWNEJ: 
http://my-friend-angel-fanfiction.blogspot.com/  Tematyka jest zupełnie inna, ale mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. :) 


Wyrażajcie swoje opinię na twitterze z hashtahiem #MistakeFF. Polecajcie innym, jeśli oczywiście jest godne polecenia :) Uwielbiam czytać wasze tweety! Aż mnie po nich wena nachodzi xd

DZIĘKUJĘ, ŻE ZOSTALIŚCIE. MAM NADZIEJĘ, ŻE MNIE NIE OPUŚCICIE DO KOŃCA PIERWSZEJ CZĘŚCI :)

UŚCISKI!

wasza: @mistakezayyn