piątek, 21 listopada 2014

Rozdział dwunasty.





          Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Zaczęłam potykać się o wystające gałęzie drzew. Łzy napływające do oczu zamazywały obraz, co poskutkowało upadnięciem na kolana i zdarciem z nich naskórka. Nie czułam jednak bólu. Jedyny ból, jaki dawał mi teraz o sobie znać, to ten wewnętrzny. Byłam rozdarta. Nie miałam pojęcia dokąd pójść. Potrzebuję przyjaciela. Potrzebuję bliskiej osoby. Potrzebuję jego.
   Bez wcześniejszego namysłu sięgnęłam do kieszeni jeansów po telefon. Dobrze, że nie trzymam go w torebce, bo teraz nie miałabym nawet jakiegokolwiek ratunku. Wybrałam interesujący mnie numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

- Potrzebuję cię – głos załamał mi się w połowie wypowiedzianych słów. Ledwo trzymałam urządzenie przy uchu. – Jestem w parku  blisko świątyni do której chodzę. Pamiętasz? -  Zaciskam zęby.  – Nie możesz mi tego zrobić, Greg, nie ty – krzyczę do słuchawki. – Proszę cię! – Upadam na ziemię, kiedy słyszę dźwięk przerwanego połączenia. Nie płaczę. Po prostu leżę nieruchomo na zimnej, mokrej ziemi, a deszcz nadal obija się o moje ciało.

Chcę umrzeć. W tej chwili mam wszystkiego dość. Mogłabym rzucić się pod pociąg, ewentualnie skoczyć z mostu. Mój pech, że w pobliżu nie ma ani torów, ani mostu. Cóż, nie wstanę. Jest mi obojętne, co się ze mną teraz stanie. Przepraszam, mamo. Ty zawsze we mnie wierzyłaś. Jako jedyna potrafiłaś docenić moje wszelkie starania. Wspierałaś mnie, kiedy mi coś nie wyszło. Broniłaś przed złymi ludźmi. Niestety, sama nie umiałam tego zrobić. Wybacz mi. Wybacz mi, że chcę się poddać. Wiem, że nie chciałabyś drugi raz przeżywać możliwości mojej śmierci, ale nie mam już siły. Jestem słaba.  Moje  oczy same się zamykają. I nie czuję już nic. Ogarnia mnie ciemność. Upragniona ciemność.

*


   Lekko otwieram powieki. Czuję uciążliwy, pulsujący ból głowy, który nie daje mi możliwości poruszenia się.

- Co się stało? – Wymamrotałam na wpół przytomna. – Gdzie ja jestem?

- Na miłość boską, Leah! Natychmiast się połóż! – Obok mnie pojawił się Greg. – Lepiej ci już?

Jestem u Grega. Kiwnęłam głową, chociaż nie czułam się dobrze. Miałam potworne zawroty głowy.

- Jednak mnie nie zostawiłeś – szepnęłam. Wysiliłam się na mały uśmiech w jego kierunku. Odwzajemnił go.

- Nie mogłem.

- Po raz kolejny ratujesz mi dupę…

- Ciii – blondyn położył mi palec na ustach. – Nie będziemy teraz o tym rozmawiać. Powiesz mi co się stało?

- Nie – odpowiedziałam mechanicznie. Tak bardzo chciałam się komuś wygadać, ale nie mogłam mu niczego powiedzieć. Nie teraz.

- Leah, proszę cię. Martwię się o ciebie. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? – Posłał mi jednoznaczne spojrzenie.

- Jesteśmy Greg, ale ja wyświadczam ci przyjacielską przysługę nie mówiąc ci o niczym. Kiedyś zrozumiesz – westchnęłam.

- DO JASNEJ CHOLERY! To zaczyna mnie przerastać! Jesteś w niebezpieczeństwie przez tego sukinsyna, tak?! – Złapał mnie za ramiona. Syknęłam.

- Uspokój się, Greg. To nie twoja sprawa. Puść mnie.

- Znowu to samo! Ile razy kurwa jeszcze to usłyszę? – Coraz mocniej ściskał moje ramiona. Czułam, że będę miała siniaki po jego silnym uścisku. Co w niego wstąpiło?

- To boli…

- Może w taki sposób dojdzie do ciebie, jak kurewsko głupia jesteś! Czy ty nie widzisz, że tylko ja się staram? Że wszyscy inni się od ciebie oddalili? Nikt ci nie został, rozumiesz?! Tylko ja waruję u twego boku jak pies, a ty? Jesteś  suką bez serca, Lee! – Pisnęłam, kiedy Greg mną szarpnął. Boże, za co? Mój najlepszy przyjaciel zwariował…

Po pokoju rozniósł się huk tłuczonego szkła. Oboje z Gregiem odwróciliśmy się w kierunku hałasu. Nie mogłam uwierzyć, kto stał w progu drzwi. Co on sobie kurwa myśli?

- Liczę do trzech, i albo zabierasz z niej swoje brudne łapska, albo dostaniesz kulkę i pożegnasz się ze swoim beznadziejnym życiem – Malik wypowiedział te słowa powoli. Zakryłam usta dłońmi, kiedy dostrzegłam, że celuje bronią w mojego przyjaciela.

- Raz…

Żyłka na jego twarzy i zaciśnięte usta mówiły wszystko. Był wściekły. Nie mogłam  się ruszyć, ani nic powiedzieć. Greg także jest zaskoczony całą sytuacją. Całkowicie rozluźnił uścisk na moich ramionach.

- Jak ty… jak ty wyszedłeś ze szpitala? –Wyjąkał. No tak, on nie wie, że jest dwóch Malików.

- Dwa… radzę ci się pośpieszyć – do moich uszu doszedł dźwięk odblokowania broni. Palec  Zayna powoli zaczynał naciskać spust.

- Co ty sobie kurwa wyobrażasz?! Najpierw mnie okłamujesz, a później zgrywasz bohatera? Nathan? Zayn? Javadd? Kim ty tak w ogóle jesteś, co?! – Łzy zaczęły gromadzić się w moich oczach. Nie wytrzymałam. Dłonie Grega już nie robią mi krzywdy. Chłopak powstrzymuje mnie przed wyrwaniem się w stronę Malika.

- Zayn.  Zayn  Javadd Malik-  usłyszałam jego cichy, zachrypnięty głos. Świetnie, kurwa.

- Dlaczego? – Nie chciałam wiedzieć niczego innego. Pragnęłam tylko, by dał mi odpowiedź na to pytanie. Nic więcej.

- Wytłumaczę ci to kiedyś, obiecuję. Po prostu nie mogliśmy ci powiedzieć. Nie znaliśmy się. Musieliśmy grać ostrożnie. Teraz to i tak nie ma już znaczenia. Musisz mi zaufać, Leah. Nie zrobiliśmy tego specjalnie – zwrócił na mnie swój wzrok.

- Nie wierzę ci – odpowiedziałam. – Nie wierzę, słyszysz! To jest jakaś chora gra, Zayn, Nathan, Javadd,  czy jak ci tam na imię! – Wykrzyczałam. Miałam ochotę przywalić mu teraz w mordę, ale wciąż byłam powstrzymywana przez Grega.

- Błagam cię, Leah. Jesteś mi potrzebna...

Prychnęłam.

- Do czego? Do uratowania twojej dupy?!

- Mojego brata. Pamiętasz, jak zawarliśmy umowę?

- Zabiję cię, ty cholerny dupku! – Wrzasnęłam.

Wyswobodziłam się z uścisku Grega. Podbiegłam do Malika i złapałam za broń, którą wciąż celował w blondyna. Chciałam mu ją wyszarpać. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Popełniłam ogromny błąd.

Huk. Głośny huk. Przez chwilę robi mi się głucho w uszach. Broń upada na podłogę. Skierowuję swój wzrok na wprost. Greg leży na ziemi nieruchomo. O Boże. Co ja zrobiłam?  Co się przed chwilą stało? Widzę, jak Zayn podbiega do leżącego na podłodze blondyna.  Ręce zaczynają mi się pocić. Moje ciało się trzęsie. Niekontrolowanie upadam na kolana. O MÓJ BOŻE.


 ZABIŁAM GREGA…




-----------------------------------

NA POCZĄTKU CHCIAŁAM WAM BARDZO PODZIĘKOWAĆ ZA TAK LICZNE KOMENTARZE POD POSTEM! JESTEŚCIE WSPANIALI! Nie sądziłam, że ktoś jeszcze będzie chciał czytać #Mistakeff po tak długiej przerwie. KOCHAM WAS!

Przepraszam, że ten rozdział jest tak krótki. Mam nadzieję, że was nim nie zawiodłam. No może troszeczkę. 

ZAPRASZAM TAKŻE NA MOJE OPOWIADANIE Z HARRYM W ROLI GŁÓWNEJ: 
http://my-friend-angel-fanfiction.blogspot.com/  Tematyka jest zupełnie inna, ale mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. :) 


Wyrażajcie swoje opinię na twitterze z hashtahiem #MistakeFF. Polecajcie innym, jeśli oczywiście jest godne polecenia :) Uwielbiam czytać wasze tweety! Aż mnie po nich wena nachodzi xd

DZIĘKUJĘ, ŻE ZOSTALIŚCIE. MAM NADZIEJĘ, ŻE MNIE NIE OPUŚCICIE DO KOŃCA PIERWSZEJ CZĘŚCI :)

UŚCISKI!

wasza: @mistakezayyn 

niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział jedenasty.

 


     Wszystko było gotowe. Byłem zadowolony z pracy moich ludzi. Wykonali zadania perfekcyjnie i bez żadnej pomyłki. Niech ten skurwiel szykuję się na swoją śmierć. Jego koleżka Liam, mimo zmiany wyglądu, poległ. Zbiliśmy go z tropu. Informacje jakich się dowiedział, były oczywiście fałszywe. Payne od dłuższego czasu kombinował plan zrujnowania naszego gangu, o czym dowiedziałem się zanim tajemnica Malików wyszła na jaw. Nie przejmowałem się jednak tym gówniarzem, był nieszkodliwy. Sytuacja zmieniła się z dniem dołączenia do jego paczki Javadda. Najlepszy z moich ludzi przeciwstawia się mnie. W tym momencie poczułem zagrożenie. Musiałem go przechytrzyć, musiałem być wygranym. Nie obchodzą mnie więzi rodzinne. Człowiek, który mnie zdradza już do niej nie należy. Kłamstwa też nie toleruję, dlatego zabiłem brata i jego żonę. Nie mam wyrzutów sumienia. Jestem skałą. Panem tego świata. To ja zostałem szefem gangu. Co z tego, że zabiłem swojego poprzednika i zmusiłem do podpisania oświadczenia o przejęciu przeze mnie dowództwa? Mam w dupie fakt, że jestem szaleńcem. Zabiję każdego, kto stanie mi na drodze. Każdego, kto zagraża mojej osobie. Szykuj się na swoją śmierć Zayn Javadd Malik. Byłeś moim ukochanym bratankiem, oczkiem w głowie, następcą. Straciłeś to, zniszczyłeś szansę na lepsze życie, na bycie kimś. Teraz będziesz zdychał tak długo, jak twój ojciec. Nie dam ci szybkiej, słodkiej śmierci. Zobaczysz, jak najbliższe osoby w twoim życiu powoli je traciły. Nagrałem ich ostatnie chwile. Mam nadzieję, że seans ci się spodoba.
  
                                                                     *





- Pierdoleni Malikowie - splunąłem. - Dlaczego tak późno dowiedzieliśmy się, że on nie ma tatuaży.
- Spokojnie szefie. Wszystko jest już gotowe. Niedługo wdrążymy nasz plan w życie.


- Wiem, po prostu wkurwia mnie fakt, że daliśmy się nabrać. Zabiłbym Nathana, a Zayn spokojnie organizuje na mnie pułapkę.
- Właściwie, to dlaczego nie zabijesz ich obu?


Zaśmiałem się. Wiedziałem, że Jake w końcu zada mi to pytanie.


- Zrobię z niego jeszcze gorszego skurwysyna, niż Zayn. Będzie już wiedział, czym grozi nieposłuszeństwo.


- Myślisz, że też będzie tak skuteczny?
Skinąłem głową.


- Krew Malików. Wiesz, jacy jesteśmy rządni władzy - zaśmiałem się gardłowo.


- Nie mamy już wtyczek w szpitalu. Znajomi Payna wszystkiego pilnują. Jesteś pewny, że on nam nie zagraża? Zabił Leighta i Braytona.


- Nie przypominaj mi o tych debilach - warknąłem. - Spierdolili swoją robotę. Mam w dupie tego pseudo gangstera. Jedynym zagrożeniem jest Malik i na nim się skupmy. Ośmieszę go, a później z przyjemnością odbiorę mu życie. Znam jego czuły punkt, a raczej osobę, która nim jest.


- Chyba wiem o kim mówisz - Jake posłał mi porozumiewawcze spojrzenie, a na jego twarzy
zagościł cwaniacki uśmieszek. - Co z dziewczyną?


- Ją też zabiję, kiedy tylko uporam się z tym gnojkiem.


- Tak myślałem. Działamy?


- Działamy.






*
Perspektywa Leah




Zayn właśnie rozmawia z Harrym i Lou pod salą. Kazał, żebym wyszła. Nienawidziłam tajemnic. Chciałam cokolwiek podsłuchać pod drzwiami, jednak starali się mówić szeptem. Jestem ciekawa, co wymyślą. Nie ogarniam tej całej sytuacji. W prawdzie dowiedziałam się kilku istotnych rzeczy, jednak dalej nic nie układa mi się w całość. Nic nie jest racjonalne. Ciągle tkwię w labiryncie kłamstw. Czuję to. Do tego coraz mocniej się boję. Słowa wróżącej mi kobiety wciąż zaprzątają moją głowę. Malikom grozi niebezpieczeństwo. Czy ona może mieć rację? Co, jeśli tak właśnie jest? Co mogę zrobić, by ich uchronić?
 
- Leah, jesteś wzywana na izbę - głos Grega wyrwał mnie z przemyśleń.


Kiwnęłam głową i skierowałam się za nim. Bliźniacy zajmowali moje myśli, co skutkowało mało taktownymi decyzjami. Musiałam wziąć się w garść. Zwłaszcza, że zostaliśmy przydzieleni do opatrywania ran pacjentom z wypadku autobusowego.


- Ręce ci się trzęsą - wywróciłam oczami, po tym, jaki Greg zwrócił mi uwagę. Zakładałam szwy na czole jednej z rannych. Fakt, nie byłam dzisiaj w wyśmienitej formie, ale to nie jest powód, by mógł zwracać mi uwagę. - Po prostu się martwię - dodał.


Westchnęłam głośno.


- Niepotrzebnie - bąknęłam. Nie zapomniałam jeszcze o naszym spięciu pod szpitalem.




Zachowywałam dystans. Greg zrobił się jakoś dziwny i zbyt podejrzliwy. Nie chce, by jeszcze on został wplątany w to gówno.


- Leah, powinnaś ... - zaczął, jednak nie dałam mu dokończyć.


- Przestań. Zajmij się swoją robotą, dobra?


- Zmieniłaś do mnie stosunek, kiedy w twoim życiu pojawił się Malik.


Kurwa, Greg, serio?


- Wydaję ci się.


- Nie, wcale mi się nie wydaję. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi, a teraz? Zbywasz mnie, prawie w ogóle ze sobą nie gadamy, nie wychodzimy już nigdzie. Czy ty tego nie zauważasz? Cały swój czas oddałaś temu, temu...pacjentowi, a mnie traktujesz jak najgorszego wroga. Zrobiłem coś źle?


Zagryzłam dolną wargę. Spokojnie dokończyłam zszywanie rany i zrobiłam opatrunek. Odłożyłam narzędzia i pokazałam kobiecie miejsce, gdzie może usiąść i odpocząć. Zdjęłam rękawiczki i skierowałam swój wzrok na mojego przyjaciela. Nie wiedziałam, że tak to wszystko odbierał. Z drugiej strony zachował się nieprofesjonalnie, w chwili, gdy zostawił Zayna samego i zignorował moje prośby.


- Jestem zła, że zlekceważyłeś moją prośbę i zostawiłeś Pana Malika samego, chociaż prosiłam cię, byś z nim został - wytłumaczyłam.


Skierował na mnie swój wzrok i prychnął lekko pod nosem.


- Nawet nie dałaś mi się wytłumaczyć. Wyobraź sobie, że zostałem wezwany do mojej pacjentki, Pani Berm, zatrzymała się, a ja próbowałem przywrócić jej funkcje życiowe. Niestety zmarła. A wiesz z jakiego powodu trafiła do nas do szpitala? - Przerwał na chwilę. W tym momencie zrobiło mi się głupio. Rzeczywiście mogłam dać się mu pierw wytłumaczyć.


- Przykro mi.


- Wiesz z jakiego powodu trafiła do szpitala? - Jego oczy przeszywały moje. Był zdenerwowany. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Mój błąd, racja. Nie zapytałam go o powód pozostawienia Zayna samego. Nie powinnam się tak zachować. Znamy się zbyt długo. Nie zrobiłby czegokolwiek wbrew mnie.


- Nie?


- Była w tym banku. To przez Malika tu się znalazła, Leah. Jesteś nim totalnie zaślepiona.


- Co? Ty nic nie rozumiesz...


Prychnął. Podszedł do mnie bliżej. Jego nos prawie stykał się z moim. Gula utkwiła mi w gardle.


Wstrzymałam oddech. Odejdź, cholera.


- Ja nic nie rozumiem? To ty niczego nie kumasz. Zadajesz się z kryminalistą.


Przełknęłam ślinę.


- Nie prawda.


- Do tego jeszcze mu pomagasz.


O kurwa. Czy on? Czy to możliwe, że czegoś się dowiedział?


- O czym ty mówisz? - Postanowiłam udawać głupią. Zawsze mi się udawało, może teraz też się uda?


- Widziałem, jak nie chciałaś dopuścić policjantów do Malika.


 - Byli zbyt natrętni.


- A kim są ci dwaj, co teraz go pilnują? Nie wyglądają jak gliny.


- Tajniacy. Nie wiedziałeś? - Zaśmiałam się nerwowo.


- Serio, Leah?


- O co ty mnie podejrzewasz? Pojebało ci się coś we łbie? Będę lekarzem. Lekarzem, Greg.Nie planuję wiązać przyszłości z przekrętami.


"Właściwie to już zaczęłaś ją wiązać." Przestań. "Taka jest prawda." Nie jest. "Okej, jak wolisz."Kurwa.


- Spokojnie, Lee. Ja po prostu...


- Nie, przestań! Od paru dni wciąż masz do mnie jakiś problem. Wszystko ci nie pasuje. Doszukujesz się czegoś, czego nie ma. Zarzucasz mi jakieś brudy. Może ciebie boli to, że spędzam więcej czasu z Zaynem, nie z tobą, co? - Zamrugałam nerwowo kilka razy powiekami. Zacisnęłam usta w cienką linię i lekko przytupując nogą chciałam dać mu do zrozumienia, że mam dość jego uszczypliwych komentarzy i podejrzeń. Co on sobie myśli? Że jest moim ojcem?


- Wyobraź sobie, że tak właśnie jest! Olałaś mnie dla niego. Na prawdę byłaś taka ślepa i nie zauważyłaś, że zawsze chce twojego dobra? Że byłem na prawie każde twoje zawołanie? Przypomnij sobie, Leah. Przypomnij, jak dzwoniłaś do mnie w środku nocy, bo czułaś się samotna, a ja jak ten ostatni debil, mimo tego, że byłem skonany po dyżurze, jak wariat, wsiadałem w auto i kilka minut później byłem już u ciebie. Jak pocieszałaś się w moich ramionach, kiedy kolejna randka ci nie wyszła. Musiałem to znosić, mimo tego, że od zawsze mi się podobałaś, i co noc nie myślałem o nikim innym, tylko o tobie. Naprawdę tego nie zauważyłaś? - Przerwał na chwilę, a ja dosłownie stałam nieruchomo, moje ciało ogarnął szok. Pewnie wyglądałam komicznie, z na wpół otwartą buzią i wytrzeszczonymi oczami, ale moja reakcja była jak najbardziej adekwatna do usłyszanych przeze mnie, przed chwilą, słów.


- Zresztą, zapomnij o tym. I tak gówno cię teraz to interesuje.


Cholera, cholera, cholera. Ja śnię, to tylko zły sen, Lee. Niech ktoś mnie uszczypnie...


- Ja... - zająkałam się. Greg tylko prychnął i odwrócił się do mnie plecami. Chciał ruszyć, ale w ostatniej chwili złapałam go za dłoń. Zatrzymał się. Obrócił głowę w moją stronę. Wyczekiwał wyjaśnień, dostrzegłam to w jego oczach. - Przepraszam. Naprawdę nic nie zauważyłam, gdybyś mi to powiedział, to może...


-Co, może byłabyś skłonna dać mi szansę?


Wzruszyłam ramionami.


- Może.


- Więc mi ją daj, Leah. Obiecuję, że ja cię nie zawiodę, przecież mnie znasz - uniósł swój wzrok i złapał kontakt z moim. Przegryzłam dolną wargę. Zbliżyłam się do niego, stanęłam na palcach i delikatnie musnęłam ustami jego policzek.


- Nie mogę tego zrobić, nie teraz - szepnęłam i odsunęłam się od niego. - Potrzebuję czasu na przemyślenia - wyjaśniłam i jak najszybciej skierowałam się w głąb szpitala. Uciekłam. Byle tylko nie prowadzić dalej tej rozmowy. Dlaczego ja zawsze muszę mieć pod górkę?








*


Koniec pracy, nareszcie! Jestem padnięta. Zbyt dużo się dzisiaj wydarzyło. Mój mózg nie przetwarza tak wielu informacji na raz.


- Niall czeka na ciebie na dole - usłyszałam za plecami głos Harrego. Odwróciłam się i posłałam mu ciepły uśmiech.


- Wolałabym wyspać się w swoim łóżku, ale teraz to jest raczej niemożliwe - westchnęłam.


- Spokojnie maleńka. Niedługo się to wszystko skończy.


- Mam nadzieję - Loczek poklepał mnie po ramieniu i skierował się w stronę sali Zayna. Ja natomiast ruszyłam do wyjścia. Miałam darmową podwózkę, ale brakowało mi prowadzenia mojego autka. Muszę je sprowadzić jak najszybciej. Wtedy żaden z ludzi Nathana nie będzie musiał po mnie przyjeżdżać.


- Hej Niall! - Przywitałam się z blondynem i  od razu zajęłam miejsce pasażera. Odpowiedział mi krótkim "cześć". Odpalił silnik nic nie mówiąc. Załączyłam radio, nie lubiłam ciszy w samochodzie. Z głośników popłynęła jakaś rockowa piosenka. Nie chciało mi się skakać po stacjach, więc po prostu zostawiłam to, co jest.


- Wydajesz się być jakiś smutny. Coś się stało? - Horan wypuścił ciężko powietrze z ust. Zaczął nerwowo stukać palcami na kierownicy. Ewidentnie coś go dręczyło.


- Wszystko okej.


- Ehe, mnie nie oszukasz, Horan. Mów.

Chrząknął znacząco, co oznaczało, że jednak mi zaufał i postanowił się zwierzyć. Zrobiło mi się ciepło na sercu, nie wiem dlaczego. Miałam wrażenie, jakbym zyskała kolejnego przyjaciela. Czy to możliwe? Czy ten zwariowany blondyn mógłby nim zostać?

- Chodzi o Ginę. W zasadzie to o nas. Mówię ci to, bo... wydaję mi się, że jako kobieta lepiej zrozumiesz tę sytuację - westchnął. Nerwowo zagryzł wargę. - Nie obrazisz się, jeśli zapalę w aucie?
 
- Nie wiedziałam, że palisz.

- Bo nie palę.

- Oh - bąknęłam. - Co cię skłoniło, by sięgnąć po to świństwo?

- Podejrzewam, że Gina jest w ciąży - włożył papierosa do ust, następnie podpalił go lewą dłonią. Prawą cały czas trzymał na kierownicy. Otworzyłam usta, próbowałam coś powiedzieć, jednak na marne. Zatkało mnie. Totalnie mnie zatkało. Horan ojcem. Niall James Horan zostanie tatą.

- Umm, dziecko to nie koniec świata - wreszcie zdołałam cokolwiek z siebie wydusić. Niall obdarował mnie spojrzeniem typu "Pojebało cię?'", po czym jego wzrok znów przeniósł się na drogę.

- No dobra, może to nie jest komfortowa sytuacja, ale czasu nie cofniesz. Chcesz ich zostawić?

- Oczywiście, że nie. Po prostu...

- Wiem, Niall. Boisz się odpowiedzialności, jak każdy z nas. Jednak jeśli okaże się, że masz zostać ojcem, to musisz wziąć się w garść. Od tej pory od ciebie zależało będzie życie drugiego człowieka. Malutkiej istotki, którą sam zmajstrowałeś. Stało się.

- Cholera jasna. Nie jestem na to gotowy, rozumiesz? To nie jest czas na bycie ojcem. Które dziecko chce mieć ojca powiązanego z gangiem? To wszystko nie ma sensu.

- Nic nie dzieje się bez powodu.

- Chyba sama nie wierzysz w to, co mówisz.

-Wierzę, Niall. Gdybym nie wierzyła, już dawno popełniłabym samobójstwo przez to wszystko, co mnie teraz spotyka.

- Żartujesz?

- No dobra. Jestem zbyt słaba, by zrobić coś takiego. Tak czy inaczej, dawno bym zwariowała. Jestem słaba, by ze sobą skończyć i pożegnać się z tym raz na zawsze, a zarazem silna, by przełknąć to wszystko i nie popaść w depresję. Rozumiesz?

- Chyba tak.

- Powinieneś porozmawiać z Giną. Jeśli będziesz miał jakiś problem, jestem.

- Dziękuję. Dobrze jest mieć taką osobę jak ty.

- Trzymam kciuki - posłałam mu szeroki uśmiech, który odwzajemnił.

Nawet nie zorientowałam się, że zaparkowaliśmy już przed posiadłością Malików. Otworzyłam drzwi i wysiadłam z auta. Zaczerpnęłam świeżego powietrza, po czym skierowałam się w stronę drzwi wejściowych. Będzie, co ma być. Pozostanę silna. Chyba zacznę sobie powtarzać to zdanie codziennie.

*

- Co oglądacie? - Spytałam siedzących w salonie przed telewizorem Java i Nialla. Ze skupieniem śledzili nieznany mi program. Odwrócili się na moment w moją stronę, następnie znów skierowali wzrok w ekran telewizora. - Okeeeeeeej - przeciągnęłam i usiadłam obok Malika na kanapie. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi, co oczywiście było mi na rękę. Po kilku minutach ich jakże "interesujący" program o samochodach, jak się później przekonałam, nareszcie się skończył.

- Oglądałaś z nami? - Odezwał się Malik, a ja tylko kiwnęłam głową na potwierdzenie. - Myślałem, że poszłaś.

- Nudziło mi się tak bardzo, że postanowiłam zmarnować kilka minut mojego czasu na ten beznadziejny program.

- Kobiety - wywrócił oczami.

- Pan Malik chce się wypowiedzieć na temat kobiet? Przecież Pan zna je lepiej od strony seksualnej, jak zdążyłam zauważyć - zmrużyłam oczy z lekkim uśmieszkiem na twarzy.

- Sugeruję Pani, że nie mam nic innego do zaoferowania kobietom, tylko seks? A może myślisz, że nie znam się na was?

- Ja to wiem.

- Mało Pani wie, Panno Colins.

- Ah, tak?

- Sprawię, że przeżyjesz ze mną swój najlepszy dzień w życiu. Zakład?

Co? On powiedział...?

- Zależy o co się zakładamy.

Zastanowił się przez chwilę. Widziałam, jak jego kąciki ust unoszą się do góry.

- Zastanowimy się nad tym.

Wyciągnął w moją stronę swoją dłoń. Przegryzłam lekko wargę i wysunęłam swoją. Nasze dłonie złączyły się w uścisku.

- Niall, przetniesz?

- Jak z dziećmi - Horan pokręcił głową i przeciął nasze dłonie.

- Jesteśmy umówieni - puścił mi oczko, na co ja tylko aktorsko przewróciłam oczami.
 
Naszą "sielankę" przerwał dzwonek do drzwi.

- Otworzy ktoś? - Zapytałam. Cisza, świetnie. - Okej, pójdę.

Wstałam i niechętnie skierowałam się w stronę drzwi.  Ktoś natarczywie dzwonił dzwonkiem, co doprowadzało mnie do szału.

- Już! - Krzyknęłam. Odblokowałam drzwi i pociągnęłam za klamkę.

Moim oczom ukazała się szczupła, wysoka brunetka. Była cała mokra, prawdopodobnie od deszczu, i zapłakana. Makijaż spłynął po jej twarzy, tworząc czarne smugi pod oczami. Z wargi i łuku brwiowego sączyła się krew, a ona sama ledwo trzymała się na nogach.

- Szukam Zayna... - wychrypiała ostatkiem sił.

- Zayna nie...

- Rose? - Zza moich pleców udało mi się dosłyszeć głos Nathana. Odwróciłam się w jego stronę, do końca nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć.

-...ma - dokończyłam to, co miałam zamiar jej odpowiedzieć. Co tu jest grane?

- Zayn, Zayn musisz mi pomóc. Oni chcą mnie zabić - wybuchnęła płaczem i upadła na kolana.

Malik od razu do niej podbiegł i pomógł jej wstać.

- Cty tu robisz, Rose? - Zapytał jej, ona jedna nie dała mu odpowiedzi.

- Zayn? - Zmrużyłam oczy obserwując Malika i Rose, którą trzymał aktualnie w ramionach.
Oczekiwałam odpowiedzi.

- Wytłumaczę ci to... - wyszeptał. Nie, to nie jest tak, jak myślę...

- Powiedz mi, że to nie jest tak, jak wygląda...

Spuścił głowę. Cisza, zero odpowiedzi. Ja pierdole, to niemożliwe.

-Nie mogę w to uwierzyć! Jak mogliście?! - Krzyknęłam. Rozsadzało mnie od środka, miałam ochotę coś rozwalić. Dałam się nabrać, jak dziecko. Naiwna. Jestem taka naiwna.

- Nie wiedzieliśmy, czy możemy ci ufać!

- Serio? Na prawdę zamierzasz się tak tłumaczyć?! A ja głupia prawie zaczynałam coś do ciebie czuć! - Nie pohamowałam łez. To, do czego nie przyznawałam się wcześniej wypłynęło z moich ust. Byłam wściekła. Znów czułam się sama. Znów mnie oszukano. - Jesteście popieprzeni. W co gracie? Nie, mam dość. Zostawcie mnie w spokoju. Wychodzę i możesz być pewien, że kończę z tym gównem. Mam w dupie twoje groźby, rozumiesz? Od dzisiaj Leah Jessica Colins dla was nie istnieje, czy to jest jasne?! - Krzyczałam. Mój wewnętrzny ból wydobywał się na zewnątrz. Czułam, jak rozpadam się na kawałki, a moja siła słabnie. Wyszłam trzaskając drzwiami. Wybiegłam na ulicę, mimo deszczu. Nie obchodziło mnie teraz nic. Chciałam stąd uciec, uciec od niego jak najdalej.

- Leah! - Usłyszałam, jak nawołuje moje imię. Przyśpieszyłam kroku. Zaczęłam biec w stronę parku. Deszcz uderzał w moje ciało, a pojedyncze kropelki mieszały się z moimi łzami. Nie dogonił mnie. Uciekłam, uciekłam mu. Pieprz się, Malik. Pieprzcie się wszyscy!




__________________________________________________________________________
PRZEPRASZAM.

Wiem, że to nie wystarczy, bo zawaliłam na całej linii. Niektóre osoby na prawdę polubiły to opowiadanie, co mnie naturalnie bardzo cieszy i właśnie was chciałam najbardziej przeprosić. Wszystko mnie przerosło. Przeprowadzka, nowe miejsce. Początkowo miałam problem z internetem, później w moje życie wdarło się kilka problemów...
Tłumaczenie na nic się chyba zda. Kiedy tutaj weszłam i zobaczyłam ile pozostawiliście komentarzy, zrobiło mi się głupio. Dlatego postanowiłam się spiąć i napisać kolejny rozdział. Dla was. Nie oczekuję, że po tym wszystkim wrócicie z chęcią do czytania. Nie liczę na wiele komentarzy...
Przepraszam, kolejny raz. Nic innego nie mogę powiedzieć.

CHCIELIBYŚCIE, ABYM DALEJ PISAŁA TO FANFICTION?

WIEM, ŻE ZAWALIŁAM NA CAŁEJ LINNI, JEDNAK JEŚLI JESZCZE MACIE OCHOTĘ WGŁĘBIAĆ SIĘ W TĘ HISTORIĘ, NAPISZCIE MI TO W KOMENTARZU. Jeśli będzie was tu dużo, to moje problemy osobiste postaram się oddzielić i dalej męczyć was MISTAKE'iem.

DZIĘKUJĘ ZA WYŚWIETLENIA, KOMENTARZE I OBSERWOWANYCH.

ŚCISKAM i czekam na wasze opinię <3




wtorek, 23 września 2014

Rozdział dziesiąty


NIECH KAŻDY, KTO PRZECZYTA DODA JAKIŚ KOMENTARZ. CHCĘ ZOBACZYĆ ILE MAM WIERNYCH CZYTELNIKÓW. Z GÓRY DZIĘKUJĘ! + notka na dole, jak zawsze. Dowiecie się z niej czegoś ciekawego :)







 Bez celu przemierzałam szpitalne korytarze. Chcąc znaleźć sobie jakiekolwiek zajęcie, zaglądałam do poszczególnych sal i podpatrywałam co się w nich dzieje. Dwóch staruszków leżących w szpitalu na tę samą przypadłość, dokładnie na miażdżycę, wykłócało się o aktualny stan gospodarczy regionu. Mało interesujący temat, jak dla przyszłej lekarki, ale kto wie, w jakim kierunku zmienią się moje poglądy na starość. Nic ciekawego, nie chce wtrącać się do tematu, o którym nie mam pojęcia i mogę palnąć jakąś głupotę. Kilka sal dalej moją uwagę przykuwa jakieś zbiorowisko. Dostrzegam w nim głównie kobiety, pacjentki. Ciekawość, jak zawsze, wygrała z rozsądkiem i postanowiłam przepchać się przez tłum. Mówię ciche "przepraszam", a pacjentki, jak przystaje, przepuszczają mnie. Wychodzę na przód i trafiam do środka sali numer 29. Na jednym z łóżek siedzą dwie kobiety. Po pościeli porozrzucane są karty, a jedna z kobiet po kolei odkrywa jedną z nich, wskazaną przez tą drugą. Z zaciekawienie przyglądam się całej sytuacji. Wróżby w naszym szpitalu? Tego jeszcze nie było.

- Ma pani dwójkę dzieci, prawda? - Pyta czarnowłosa kobieta, w wyraźnie podeszłym wieku. Dałabym jej ponad sześćdziesiątkę.

- Tak. Syna i córkę - odpowiada druga, około trzydziestoletnia.
"Wróżka" cmoka ustami, jakby coś jej się nie zgadzało.

- Ale miałaby pani trójkę. Dwa lata temu pani poroniła - zauważam szok na twarzy brunetki. Lekko kiwa głową. Oh, serio?

- Co za brednie - prycham, wypowiadając te słowa nieświadomie na głos.

- Coś nie tak? - Zauważam na sobie wzrok "wróżki" i nie tylko. Wszyscy zebrani skupili się na mojej osobie.

- Stek bzdur. Nie wierzę w takie rzeczy.

Na twarzy staruszki pojawia się uśmiech. Zachowuję się tak, jakby moje słowa jej nie ruszyły.

- W takim razie, zapraszam - wypowiada te słowa, nie spuszczając ze mnie swoich tęczówek.

- Nie, dziękuję - zaśmiałam się i chciałam się odwrócić, jednak tłum stojący za mną mi to uniemożliwił.

- Boisz się, Leah? - Słyszę jej ochrypły głos.

- Sprytnie, przeczytała pani moje imię z plakietki. Nie dam się wrobić.

- Niech pani usiądzie i pokażę wszystkim, jakim stekiem bzdur są moje wróżby - swoją kościstą dłonią zbiera karty, młoda kobieta ustępuję mi miejsca. Dobra, usiądę. Co mi szkodzi. Co może mi powiedzieć? Że będę bogata, albo czeka mnie wielka miłość i szczęśliwe życie? Gadanie.
Siadam na przeciwko "wróżki" i czekam, aż wyłoży mi tarota. Swoją drogą, jestem strasznie ciekawa, co dla mnie wymyśliła. Drżącymi dłońmi zaczyna odkrywać kilka kart. Nie wiem na czym polega tarot, więc tylko się jej przyglądam.

- Zawsze byłaś perfekcjonistką i dążyłaś do celu. Dlatego zaszłaś tak daleko - z jej ust wydobyły się pierwsze słowa, a ja z kpiącą miną je potwierdziłam. Żadna rewelacja. - Niestety karty pokazują, że w twoim życiu pojawił się chaos. Widzę złych ludzi, dużo krwi. Dwóch bliskich ci mężczyzn niedługo będzie potrzebowało pomocy. Źle to wygląda... - przerwała, a moje usta otworzyły się momentalnie.

- Co z nimi? - Ożywiłam się momentalnie. Nie obchodził mnie tłum za mną, Byłam w szoku.

- Nie mam informacji, twoja energia blokuje karty.

- Przeżyją?

- Nie wiem tego, dziecko. Pole jest niewidoczne, karty nie chcą nic o nich pokazać.

- Co to znaczy? - Przegryzłam wargę ze zdenerwowania.

- To może oznaczać najgorsze, przykro mi - odpowiedziała ciszej, tak, by nikt nas nie mógł usłyszeć.

- Słucham?- Zerwałam i stanęłam nad nią.

- Twoja niewiara sprawia, że karty nie chcą wszystkiego pokazać. Oczywiście najgorszy scenariusz nie musi wiązać się ze śmiercią ani Zayna, ani Nathana.

Ona zgadła ich imiona, to niemożliwe. Skąd mogła wiedzieć? A może po szpitalu chodzą plotki? Nikt nie wie o dwóch Malikach. Zaczynam się bać. Czy coś im grozi? Powinnam któremuś o tym powiedzieć ? Nie, wyśmieje mnie. Nie uwierzy w insynuację jakiejś kobiety podającej się za tarocistkę. Dobra, ja w pewnym stopniu uwierzyłam. Żałuję, że nie mogę dowiedzieć się, co grozi Malikom. Cholera jasna!

- Co tu się dzieje? - Do sali weszła jedna z pielęgniarek, a ja od razu poderwałam się do pozycji stojącej. Wzruszyłam ramionami i wyminęłam ją. Ludzie stojący w progu drzwi zrobili mi przejście, za co byłam im wdzięczna. Nie miałam słów na wytłumaczenie tego bałaganu.

                                                                        *
    Potrzebowałam chwili relaksu. Pokój lekarski w popołudniowych godzinach zazwyczaj był pusty, więc mogłam spokojnie zaznać samotności. Wzięłam laptopa na kolana i weszłam na najczęściej odwiedzaną przeze mnie stronkę z muzyką. Wpisałam w wyszukiwarkę: Ed Sheeran i kliknęłam w link do piosenki, która skradła ostatnio moje serce. A wszystko przez wysokiego, wytatuowanego bruneta. Pomimo rozbrzmiewającego w słuchawkach głosu Eda, ja słyszałam zachrypnięty, delikatny głos Malika. Zamknęłam oczy, kiedy rozbrzmiały pierwsze słowa piosenki.
 
  "Give me love like her"... Daj mi miłość taką jak jej. Taką jak jej. Jej miłość. Czy to jest jakiś podtekst? Czy Malik nie zanucił tej piosenki bez przyczyny? Interpretacja tego tekstu może być dwuznaczna. W tech chwili, kiedy pomyślę nad pierwszą linijką tekstu, od razu nasuwa mi się imię dawnej miłości Nathana. Daj mi miłość taką jak jej... Oczekuje ode mnie miłości takiej, jaką dawała mu Rose? A może to tylko przypadkowa piosenka, taka, która nasunęła mu się pierwsza na myśl.  Jestem idiotką. Jak mogłam tak pomyśleć. Z drugiej strony, przypominam mu ją. Może kiedy patrzy na mnie, dostrzega Rose, nie mnie. Kurwa. A jeśli on na prawdę przebywając ze mną czuję się, jakby był z Rose?

                                                                       *

- Zany, Zyanie... - lekko szturchnęłam ramieniem bruneta. Zamruczał i powoli otworzył oczy. Brązowe tęczówki przez chwile błądziły po pomieszczeniu, po czym zatrzymały się na mojej twarzy. Zauważyłam, że Malik nieznacznie posyła mi lekki uśmiech, który odwzajemniłam. - Muszę ci zrobić zastrzyk - poinformowałam, na co tylko westchnął. Powiedziałam Harremu i Louisowi, że trochę dłużej posiedzę z Zaynem, więc oni postanowili to wykorzystać i poszli coś zjeść.
  Podwinęłam rękaw jego piżamy i otworzyłam do tej pory zamknięty otwór wenflonu. Wstrzyknęłam powoli lek, Podziwiałam go. Był tak cierpliwy, nie skarżył się na ból, chociaż wiedziałam, że cierpiał. Nie raz jego twarz zdobił grymas, zaciskał zęby i przymykał oczy.

- Już niedługo z tego wyjdziesz. Twój brat kombinuje w jaki sposób może oddać ci nerkę - szepnęłam.

- Chce mi oddać nerkę? - Szok wymalowany na jego twarzy świadczył o tym, że nie spodziewał się takiego gestu ze strony swojego brata.
Skinęłam głową na znak potwierdzenia moich słów.

- Cholera jasna - przeklną. - To się nie uda.

- Wiem, że nie może pokazać się w szpitalu. Szukają go, ale Zayn, zrozum, ile razy on stał samochodem Nialla pod szpitalem? Tylko o tym pomyśl. Już dawno mogli go złapać.

- Był pod szpitalem? Czy on jest kretynem? Przecież wszystko spierdoli! - Jego twarz zrobiła się cała czerwona. Ze zdenerwowania zaczął kasłać, a ja musiałam nałożyć mu maskę tlenową. On nie może tak reagować.

- Co ma spierdolić?
Niczego nie rozumiałam.

- Zrozum, oni go szukają, ale jeśli dowiedzą się prawdy, zabiją go. Musisz mu wybić z głowy takie akcje. Widzisz, mnie chcieli już wysłać na tamten świat, ale się nie udało. Teraz nie mają takiego dostępu, ale jestem zmartwiony tą ciszą. Boję się, że oni już coś wiedzą... - przerwał.

- O czym ty mówisz?

- Musisz przypilnować Nathana. Ma się tutaj nie pokazywać. I zawołaj do mojej sali Harrego i Lou. Mam z nimi do pogadania - polecił,

- Poszli coś zjeść. Wytłumaczysz mi to choć trochę? Liam próbował dać mi jakieś wskazówki, ale niewiele się dowiedziałam.

- Liam ci coś opowiadał? Co powiedział? - Jego twarz zmieniła się momentalnie. Z wściekłej na zdezorientowaną, a nawet zmartwioną i... przerażoną?

- Powiedział mi, że nie byliście ze sobą od dziecka. Ty i Nathan. Wyjaśnił mi, że Nathan trafił do pokoleniowego gangu, a ciebie uchroniono. Niedawno twój brat cię znalazł, ale ten cały gang się o tym dowiedział i zaczęli was szukać, czy coś takiego - wzruszyłam ramionami. - To wszystko.

Przełknął ślinę. Widziałam, że biję się z myślami. Powie mi coś? Doda do tego cokolwiek od siebie?
Jego twarz posmutniała, przymknął oczy. Pomyślałam, że się nie odezwie, ale on jednak postanowił podzielić się ze mną swoimi wspomnieniami.

- Wychowywałem się w innej rodzinie, jak się później okazało, zupełnie dla mnie obcej. To byli sprawdzeni ludzie przez naszego ojca. Życie mnie rozpieszczało. Rodzice poświęcili dla mnie bardzo dużo, traktowali mnie jak własnego syna. Nie wiedziałem, że nie jestem ich. Miałem forsę, własną, wypasioną brykę i nauczanie indywidualne. Rodzice niechętnie wypuszczali mnie z domu. Teraz już rozumiem dlaczego. Pewnego dnia do moich drzwi zapukał Nathan. Kiedy je otworzyłem, myślałem, że to jakiś żart. Że ktoś sobie ze mnie robi jaja. Że sąsiad Frank, mój kumpel, przebrał się i chce mnie wrobić. Nathan przedstawił się, a ja po prostu zamknąłem mu drzwi przed nosem. Dziwisz się? - zaśmiał się. - Ciekawe co byś zrobiła, gdyby przed tobą stał ktoś, kto wygląda dokładnie tak jak ty.

Nie mogłam wyobrazić sobie takiej sytuacji. Pewnie zareagowałabym dokładnie tak samo.

- On jednak nie odpuścił. Próbował nawiązać ze mną kontakt, aż w końcu mu się udało. Zaczęliśmy się spotykać w tajemnicy. Myśleliśmy, że nikt się o tym nie dowie. I jak już wiesz tak się nie stało. Chcieliśmy powiedzieć o tym moim rodzicom, a raczej opiekunom, ale tego dnia, kiedy mieliśmy to zrobić zastaliśmy ich martwych w mieszkaniu. Od tego to wszystko się zaczęło...- przerwał.

Milczałam, on też. Chyba zastanawiał się, czy chce o coś zapytać. Miał rację. Chciałam, jednak to, czego się dowiedziałam sprawiło, iż moje ciało zastygło. Musiałam się uspokoić. Myśl o śmierci zastępczych rodziców Zayna przyprawiała mnie o ciarki. Zabili ich. Ci z gangu ich zamordowali. O mój Boże.

- Tak bardzo mi przykro... - wydukałam. Chwyciłam za jego dłoń i ścisnęłam lekko, chcąc dodać mu otuchy. - Od tej pory się ukrywacie?

- Tak. Leah, oni nie zabili tylko moich rodziców...

- Co?

- Zabili też naszych wspólnych rodziców, biologicznych. Zabili ich za zdradę. To samo chcą zrobić z Nathanem, rozumiesz?

- Za to, że im o tobie nie powiedział?

- Dokładnie tak. Dlatego muszę porozmawiać z Harrym i Lou.

- A co z tobą? - Przegryzłam wargę. - Tobie też grożą?

- Póki tutaj jestem nic mi nie grozi.

- Przyrzekasz?

- Przyrzekam, maleńka, przyrzekam.

______________________________________________________________________

Krótki, wiem, ale mam teraz dużo na głowię. Przeprowadzam się i muszę się pakować :)
Rozdział da wam odpowiedź, na jedną niewiadomą w opowiadaniu, więc jeśli uważnie go przeczytacie, na pewno się zorientujecie :)


DZIĘKUJĘ ZA 26 KOMENTARZY POD POSTEM I PONAD 4 TYSIĄCE WYŚWIETLEŃ!  JESTEŚCIE KOCHANI<3 Mam nadzieję, że będzie ich coraz więcej :)

No i nie zapominajcie podzielić się swoimi wrażeniami na twitterze dopisując #MistakeFF. UWIELBIAM CZYTAĆ WASZE TWEETY <3

ŚCISKAM! <3

                               

środa, 17 września 2014

Rozdział dziewiąty

 
    Byłam zaskoczona faktem, że właśnie wtulam się w osobę, którą uważam za niebezpieczną i jak do tej pory uważałam, niezaufaną. Teraz byłam innego zdania. Jego brat, Zayn na pewno nie miał wobec mnie złych zamiarów, a jego prośba, bym zaufała Nathanowi dała mi do myślenia. Nie byłam do niego przekonana, gdyż traktował mnie małostkowo. Wewnątrz siebie odczuwałam, jakby myślał jedynie o sobie. Wyglądał na narcystycznego gnojka, który sam nie wie czego chce. Do dziś. Do tej chwili, w której właśnie czuję niespokojny oddech bruneta na szyi, jego dotyk dłoni owiniętych wokół mojej talii. Zapach jego perfum wprawia mnie w lekki stan zakłopotania, a jednak wciąż tkwię w uścisku silnych ramion Nathana. Melodia wydobywająca się z jego ust stała się moją melodią. Gdybym tylko mogła, słuchałabym jak mi ją śpiewa co wieczór. Poczucie bezpieczeństwa w ramionach Malika wygrało z innymi uczuciami. Na moich ustach zagościł lekki uśmiech, postanowiłam zignorować wszelkie obawy. Jestem kobietą, potrzebuję oparcia, osoby rozumiejącej mój aktualny stan. On właśnie stał się tą osobą. Wiedział, co przeżywam wewnętrznie i mimo  swojego wybuchowego charakteru stara się mi pokazać, że nie jestem w tym sama.

Give me love like her 
'Cause lately I've been waking up alone - ponownie zaczął nucić fragment piosenki. Dopiero teraz ją poznałam. W jego wykonaniu brzmiała emocjonalnie, prawdziwie. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w aksamitny głos bruneta.

- Paint splattered tear drops on my shirt 
Told you I'd let them go
And that I'll fight my corner
Maybe tonight I'll call ya
After my blood turns into alcohollekko kołysał naszymi ciałami. Było mi przyjemnie. Nie chciałam, aby ta chwila się skończyła.

- No, I just wanna hold ya  -  usta Javadda dotknęły płatka mojego ucha. Zagryzłam wargę. Kocham jego głos. 

 Poczułam, jak lekko odsuwa się od mojego ciała. Swoje dłonie położył na moich biodrach. Niechętnie otworzyłam oczy. Mój wzrok spotkał się z jego. Zauważyłam, że jego tęczówki błyszczą, a na usta ułożone są w lekkim uśmiechu. To wywołało taką samą reakcje u mnie. Poczułam, jak kąciki moich ust unoszą się do góry. Nie spuściłam wzroku, wręcz przeciwnie. Czułam się, jak zahipnotyzowana. Zahipnotyzowana nim.

- Chciałem powiedzieć, że... - przerwałam mu, kładąc palec na jego pełnych, męskich ustach.

- Ufam ci.

- Co? - Spytał pośpiesznie, jakby niewyraźnie usłyszał, co powiedziałam.

- Powiedziałam, że ci ufam.

- Nie zawiodę cię, obiecuję - wyszeptał, a przez moje ciało przeszły ciarki. - Dlatego też muszę cię teraz zostawić. Mam ważną sprawę do załatwienia.

Przestraszył mnie. Chodziło o te esemesy i włamanie do mojego domu? On chyba nie chce zrobić żadnej głupoty...

- Pamiętaj, że oni cię szukają. Z tego co wiem, nie mogą cię znaleźć - przypomniałam mu.

- To niedługo się zmieni. Mamy już na nich plan.

- Plan? Jaki plan? I na kogo? - Spojrzałam na bruneta. Odsunął się ode mnie i poszedł w kierunku korytarza, w którym zaczął ubierać buty. Najwyraźniej nie żartował, że zostawi mnie tutaj samą. - Odpowiedz.

- Obiecuję, że odpowiem ci na wszystkie pytania, wtedy, kiedy ten cały cyrk się skończy. Zostaniesz u nas na kilka dni, oni już wiedzą, gdzie mieszkasz.

Chyba sobie żartuje.

- Chcę znać odpowiedź teraz, już. Nathan, zrozum... siedzę w tym tak samo, jak ty. Powinnam się czegoś dowiedzieć o nich, o tobie.

Spuścił wzrok. Wziął marynarkę z wieszaka i otworzył lekko drzwi wejściowe.

- Prawda złamie ci serce - usłyszałam, a mój puls zaczął wariować.

W jaki sposób?

- Mimo wszystko chce ją poznać - wyznałam.

- Czasami trzeba skłamać, by prawda nie zrujnowała tego, co próbujemy zbudować - odpowiedział i pośpiesznie wyszedł. Stałam naprzeciw zamkniętych przez Malika drzwi, w wielkim szoku i ponownym zdezorientowaniu. Czy to kiedyś minie? Jakie kłamstwo może być lepsze od prawdy? Co jest takiego w życiorysie Malików,o czym nie chcą mi powiedzieć. Czy kiedykolwiek dowiem się, o co w tym tak naprawdę chodzi? Proszę, niech znajdę odpowiedzi choć na kilka z moich pytań. Proszę.

                                                                                  *

   Nie zostało mi nic innego, jak znaleźć sobie jakieś zajęcie. Zdecydowałam, że poszukam go sobie w kuchni. Może ugotuję jakąś dobrą kolację? Co prawda nie wiem, kiedy domownicy wrócą do domu, i czy w ogóle wrócą, ale jeśli ugotuję coś uniwersalnego, co można odgrzać, nie będzie problemu. Zajrzałam do lodówki. Znalazłam w niej wszystkie potrzebne rzeczy do zrobienia naleśników, świetnie. Może to zajmie moje myśli kłębiące się wokół rozmowy z Javaddem.
  Gotowanie nie było moją domeną, jednak naleśniki robiłam dość często, co dało mi wprawę do ich wykonywania. Usmażyłam dość dużą porcję. Najwyżej się zmarnują, jeśli nie wrócą do domu, albo nie będą im smakowały. Szczerze miałam to gdzieś. Najważniejsze, że nie skupiałam się głębiej nad słowami Malika. Moją pracę przerwał trzask drzwiami. Oho, ktoś jednak skosztuje moich naleśników?

- Malik, gdzie jesteś?! - Po domu rozniósł się nieznany mi głos. Nie był to głos Harrego, Louisa, ani Nialla. O cholera.

Spanikowana, słysząc coraz wyraźniej odgłosy zbliżającego się do kuchni osobnika, uniosłam do góry metalową łyżkę, którą trzymałam w prawej dłoni. Odwróciłam się przodem do wejścia do kuchni. Kiedy moim oczom ukazał się wysoki blondyn, wydalam z siebie pisk i wysunęłam metalowy przedmiot w jego stronę.

- Ja pierdole, zabieraj to ode mnie - odskoczył, jakby bał się, że coś mogę mu tym zrobić.

- Kim jesteś?

- Znajomym Zayna i Nathana - odpowiedział, unosząc lekko ręce do góry. - Nic ci nie zrobię, Leah. Tylko połóż tę łyżkę.

Kolejny który mnie znał, a ja nic o nim nie wiedziałam? Ile jeszcze takich ludzi mają Malikowie?

- Dobra, znasz mnie, ale to o niczym nie świadczy. Jak mam ci uwierzyć, że jesteś ich znajomym?

Westchnął. Uniósł lewą dłoń w której dostrzegłam pęk kluczy.

- Mam klucz od domu. Nie poznałaś mnie, bo musiałem pilnie wyjechać. Uspokój się i odłóż tę łyżkę - nakazał.

Przecież i tak mu nic nią nie zrobię, więc czemu się tak z nią sra?

- Boisz się zwykłej, metalowej łyżki?

- Po prostu ją odłóż - pokręcił niezadowolony głową. Uległam mu i odłożyłam przedmiot na blat kuchenny. Z ust chłopaka wydobył się świst wypuszczanego powietrza. Zauważyłam ulgę na jego twarzy, ale czym mógł się tak przejąć? Chyba nie wyglądałam aż tak groźnie? - Liam Payne - głos blondyna przerwał moje rozmyślenia. Uścisnęłam jego dłoń skierowaną w moją stronę.

- Leah Colins - przedstawiłam się, jak przystało, chociaż pewnie doskonale wiedział, jak mam na imię.

- Mogę? - Spostrzegłam, jak siada przy stole kuchennym i wskazuje wzrokiem na talerz naleśników.

- Jasne, częstuj się.

Bez namysłu sięgnął po jednego z moich naleśników. Nim zdążyłam nalać mu szklankę mleka, on wsunął ich chyba z sześć. Wow, jakby nie jadł przez tydzień. Postanowiłam usiąść naprzeciwko niego. W mojej głowie rodził się szatański plan. Mimo słów Nathana, z których wynikało, iż nie mogę poznać prawdy, postanowiłam spróbować wyciągnąć kilka informacji na temat Malików od Liama. Może on będzie bardziej rozmowny.

- Skoro jesteś przyjacielem Malików, to pewnie wiesz trochę na ich temat - zaczęłam. Liam podniósł na mnie swój wzrok. Skinął twierdząco głową na moje pytanie, nie przestając jeść. - Nie zdążyłam jeszcze z nikim porozmawiać... - skłamałam - i dostać odpowiedzi na kilka z moich pytań. Wiesz, Zayn jest w złym stanie, a Nathan zawsze ma coś do załatwienia - przewróciłam oczami. - Odpowiesz mi na niektóre z moich pytań?

- Na wszystkie na pewno nie, ale spróbuję ci cokolwiek wytłumaczyć - odpowiedział.

- Um, dzięki - bąknęłam.  Taka odpowiedź oczywiście nie była dla mnie satysfakcjonująca w pełni, ale musiałam się nią zadowolić. - Po pierwsze chciałabym wiedzieć, kto nas szantażuje. Mówię nas, bo od niedawna dostaję pogróżki i... - nie zdążyłam powiedzieć, bo Payne mi przerwał.

- Wiem, dostałem telefon od Javadda. Dlatego tu jestem. Mam cię pilnować. Co do twojego pytania, to nie mogę ci podać konkretnych danych tych osób. Powiem tylko, że nie warto z nimi zadzierać. Javadd z nimi współpracował, ale kiedy dowiedzieli się o jego bracie obrali go na celownik.

- Dlaczego z nimi współpracował? Nie wiedzieli o Zaynie?

- To zbyt skomplikowane. Ojciec Malików należał do nich. Dziecko każdego członka po narodzinach automatycznie staję się ich częścią

- To jakaś sekta?

- Coś podobnego - skinął głową.

- No dobra, ale powiedziałeś, że tylko Javvad z nimi współpracował. Co się stało z Zaynem?

- Ojciec wraz z matką postanowili go ukryć. Nikt nie wiedział, że urodziły się bliźniaki - wyjaśnił.

- Aż do teraz. Jak się dowiedzieli?

Musiałam dopytać o wszystko. Teraz przynajmniej wiedziałam coś na ich temat.

- Pan Malik wyjawił Javaddowi, że ma brata, jednak nie powiedział, gdzie się znajduję. Jav chciał koniecznie go odnaleźć. Zaczął szperać w dokumentach ojca i gromadzić informacje. Znalazł adres Zayna, zaczęli się spotykać, budować więź, jednak krótki czas po tym dokumenty trafiły w ręce nazwanej przez ciebie "sekty".

- No, a jak inaczej byś to nazwał?

Nie mam innego słowa. Tak właśnie działają sekty.

- Po prostu gangiem, Leah.

Co? Gang?

- Chyba sobie żartujesz?

Zaprzeczył.

- Chociaż to powinien ci powiedzieć. Malik myśli, że wszystko utrzyma w tajemnicy? Przecież oni już zaczęli cię zastraszać - przewrócił oczami.

- Czym oni się zajmują? - Przełknęłam ślinę.

- Na to pytanie nie mogę ci odpowiedzieć. Kiedyś na pewno się dowiesz, ale nie ode mnie.

- A od kogo?

- Czas pokaże.

No tak, chyba wymagam już zbyt dużo.

- Dobra, skoro Malik pracował dla nich, to dlaczego już tego nie robi?

- Przekonał się, jaki śmietnik tam panuje. Dlatego dołączył do nas.

- Czy wy też... no wiesz - nie wiedziałam, jak dobrać odpowiednie słowa.

- W pewnym sensie tak...

- To znaczy jakim?

Musiałam wyciągnąć z niego więcej. Wreszcie znalazł się ktoś, kto postanowił udzielić mi jakichkolwiek odpowiedzi. Niestety, ktoś właśnie wrócił do domu i przerwał nam naszą rozmowę. W progu pojawił się nie kto inny, jak sam Nathan. Od razu wbiłam w niego pełny gniewu i rozczarowania wzrok. Nim zdążył wejść do pomieszczenia i usiąść, ja stanęłam naprzeciw niego.

- Może masz mi coś do powiedzenia? - Spytałam oschle.

Zaskoczenie wstępujące na twarz bruneta, dało mi niemałą satysfakcję. W końcu to w jego głowie pojawiły się jakiekolwiek pytania.

- Kurwa, Liam... nie mów, że jej wszystko powiedziałeś - syknął w stronę blondyna.

- Nie wszystko. Trochę tylko rozjaśniłem jej umysł.

Javadd zacisnął dłonie w pięści. Był zły, bardzo.

- Nie prosiłem cię o to! Do kurwy! Powiedziałeś jej, że my... - urwał, bo po pomieszczeniu rozległ się krzyk Liama.

- NIE! Zwariowałeś? - Blondyn aż poderwał się z miejsca.

- Kurwa - wysapał Nathan, ominął mnie i usiadł na krześle. - Co wie?

- Wiem, że pracowałeś w jakimś gangu. Wiem, że twój ojciec ukrył Zayna. Wiem, że go odnalazłeś i oni go znaleźli. Wiem też, że już z nimi nie współpracujesz - zaczęłam wyliczać.

- I po chuj jej to mówiłeś? - Zwrócił się do Payna.

- Powinna wiedzieć przynajmniej tyle, nie sądzisz?

- Nie.

- Ja uważam inaczej.

- I dlatego jej powiedziałeś?

- Nie wie wszystkiego, więc się uspokój. Wie to, co powinna wiedzieć, niczego więcej się nie dowie.

- Kurwa, Payne. Nie prosiłem cię o to.

- Nie zapominaj, że to ja tutaj o wszystkim decyduję.

Nathan wydał z siebie warknięcie, po czym walną pięścią w stół.

- Nie wkurwiaj mnie. Już to przerabialiśmy, nie pamiętasz?

Mierzyli się wzrokiem. Wymieniali ze sobą wrogie spojrzenia, a ja przegryzałam paznokcie ze strachu. Pobiją się?

- I co z tego wyszło? Ta dziwka i tak nas wydała. Gdyby nie ona Dylan i jego świta leżeliby w grobie- krzyknął.

- Nie wspominaj o niej!

- Co, prawda boli? Mówiłem, żeby nie wkręcać tej kurwie ciemnoty. Była taka ciekawa, że zakumplowała się z tym śmieciem i nas sprzedała.

Twarz Liama była już czerwona ze złości. Nathan ciężko oddychał. O kim oni rozmawiali?

- Zamknij mordę, Payne. - Widziałam, że Malik ledwo powstrzymuję się przed uderzeniem Liama. Nerwowo zaciska szczękę i formuję dłonie w pięści.

- Nie chce, by powtórzyła się historia z Rose.

Rose, Rose, Rose. O cholera. To ta dziewczyna, w której był zakochany Malik. Sytuacja robiła się coraz niebezpieczniejsza, więc postanowiłam im przypomnieć, że nie są sami. Poskutkowało.

- Koniec tego. Leah, chodź ze mną. Pokażę ci twój pokój - brunet zwrócił się do mnie. Wstałam od stołu. Posłałam Liamowi przepraszające spojrzenie.

- Dzięki za naleśniki, były pyszne - uśmiechnął się w moją stronę, co odwzajemniłam.

Skierowałam się za Nathanem schodami, na pierwsze piętro. Malik otworzył przede mną drzwi jednego z pokoi. Przepuścił mnie w drzwiach, co mile mnie zaskoczyło. Wycedziłam jedynie ciche podziękowanie. Pokoik był mały, ale przytulny. Jasnokremowe ściany, ciemniejsze zasłony, duża, drewniana szafa i wielkie łóżko.

- Mój pokój jest na przeciwko. Jeśli coś się będzie działo, po prostu zapukaj.

- Skomentujesz mi jakoś tę kłótnię z Liamem? - Spytałam.

- Nigdy się nie zakochuj - odpowiedział. Odwrócił się i pośpiesznie wyszedł z pomieszczenia.

O cholera.

     
                                                                             *

   Obudził mnie budzik mojego telefonu. Niechętnie otworzyłam oczy i spojrzałam na wyświetlacz. Siódma rano, świetnie. Dobrze, że nastawiłam sobie alarmy na tydzień, bo zupełnie zapomniałabym, o pracy. Dostrzegłam także kilka nieodebranych połączeń od Elizabeth. No tak, zapomniałam ją poinformować, że mam lokum. Z tego wszystkiego niedługo zapomnę o swoim istnieniu. Przeciągnęłam się, wykonałam kilka pobudzających ćwiczeń i przystąpiłam do porannych czynności. Łazienka o tej godzinie była pusta, więc swobodnie mogłam się w niej zamknąć i wykąpać. Dopiero pod prysznicem zorientowałam się, że nie mam czym jechać do pracy. Mój samochód został w garażu, uwielbiam swoje ogarnięcie.
   Zeszłam po schodach, mając nadzieję, iż ktoś już nie śpi i zawiezie mnie do szpitala. Na szczęście na dole spotkałam Nialla, obżerającego się moimi naleśnikami.

- Smacznego - zaśmiałam się widząc jego pełne usta. Wymruczał coś, nie otwierając ich. - Wiesz, ja zrobiłam te naleśniki. Dobre?

- Pychota! - Zamlaskał.

- Ale wiesz, że coś za coś? Ty jesz moje naleśniki, a ja dostaję od ciebie darmową podwózkę do szpitala.

- Sprytnie - skwitował niebieskooki. - Dobra, niech ci będzie.

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

- Dobrze robić z tobą interesy - zaśmiałam się, na co on odpowiedział mi tym samym.


                                                                      *

- Kto podwiózł cię do pracy? - Spytał Greg po ty, jak zobaczył odjeżdżający samochód Nialla ze szpitalnego parkingu.

- Przyjaciel - mruknęłam.

- Od kiedy masz przyjaciela, o którym nie wiem?

Przewróciłam oczami.

- Od teraz.

Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę.

- Nie podoba mi się to. Zawsze mówiłaś mi o wszystkim - fuknął.

- Puść mnie, zwariowałeś? - Syknęłam, a Greg zrobił to, co kazałam.

- Nieźle załatwiłaś sprawę z tym całym Malikiem. Nie podoba mi się ten typ.

- Nie musi - fuknęłam i próbowałam go wyminąć, jednak mi to uniemożliwił. - Przepuść mnie.

- Jakiś problem? - Obok nas pojawił się Harry, za co byłam mu wdzięczna.

- Nie, wszystko w porządku. Dziękuję - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę budynku.

Nie wiem dlaczego tak zareagowałam na widok Grega. On nie powinien wtykać w nosa w nieswoje sprawy. Nie chce, żeby i on został w to wszystko wplątany. Inną kwestią jest jego reakcja. Nigdy się tak nie zachowywał. Miał mi za złe, że chciałam opiekować się Zaynem? To moja sprawa. Ma swoich pacjentów, więc niech o nich dba.Nie pozwolę sobie na takie traktowanie z jego strony.

- Leah! próbuję się z tobą skontaktować od wczoraj! - Elizabeth biegła w moją stronę. Posłałam jej przepraszający uśmiech.

- Wybacz, zatrzymałam się u znajomego. Niedawno go poznałam i wiesz... - próbowałam się przed nią jakoś usprawiedliwić.

- Jakieś ciasteczko? - Poruszyła zabawnie brwiami.

Jest niemożliwa.

- Nic ci nie powiem, zboczeńcu - zaśmiałam się.

- Jesteś okropna! - Krzyknęła. - Wyciągnę to z ciebie później, zobaczysz. Będziesz musiała mi o nim opowiedzieć i o zawartości tej przesyłki, którą dostałaś!

Co?

- Jakiej przesyłki?

- Kurier dziś rano przyniósł malutkie pudełeczko, owinięte kokardką - powiedziała i wyciągnęła je z kieszeni. - Otwieraj! - Nakazała.

Przegryzłam dolną wargę i wzięłam pudełeczko od niej. Delikatnie pociągnęłam za kokardę i zdjęłam wieczko. W pierwszej kolejności ukazał mi się liścik. Otworzyłam go, nie pokazując Elizabeth, co jest na nim napisane.

"Sprawiasz, że chcę być blisko ciebie. Z"

Z? Wyciągnęłam z pudełeczka flakonik moich ulubionych perfum. Zayn przesłał mi perfumy? Ale skąd wiedział?

- To twoje ulubione perfumy!

- Wiem, Liz.

- Co jest na liściku? - Chciała mi go wyrwać, jednak nie pozwoliła mi.

- Hej! Nie wnikaj! - Zaśmiałam się i schowałam liścik do kieszeni.

Wystawiłam jej język po ty, jak skrzyżowała dłonie na piersi i udała obrażoną. Schowałam perfumy do pudełeczka i ruszyłam do sali Zayna.


                                                                                 *

Już przez szybkę zauważyłam, że brunet nie śpi. Gdy mnie zauważył pomachał mi lekko ręką. Odmachałam i weszłam do jego sali. Z uśmiechem usiadłam na krzesełku, obok jego łóżka.

- Dziękuję - powiedziałam, po czym lekko się uśmiechnęła.

- Za co? - Zmrużył oczy i spojrzał na mnie z zaciekawieniem.

- Za perfumy, które mi wysłałeś - wytłumaczyłam. - Wiem, że to ty.

- Nie wysłałem ci perfum, Leah - odpowiedział powoli, a ja otworzyłam usta.

Co, jak to? Ale przecież na liściku się podpisał. Z jak Zayn. Bo kto inny? Cholera, ale skoro to nie on, to kto?

- Przepraszam, musiałam się pomylić - wydukałam. - Muszę iść na obchód, tak - skłamałam.

Nie dałam mu czegokolwiek powiedzieć, nie zdążył. Pośpiesznie opuściłam jego salę. To nie Zayn. Nie Zayn wysłał mi te perfumy. W takim razie kto? Kto kryję się za literką Z?




____________________________________________________________________

Rozdział 9! Tadaaam! Leah ma nowego wielbiciela?

Dziękuję wszystkim, którzy komentują i wspierają mnie w pisaniu tego fanfiction. Bez was nie powstawałyby kolejne rozdziały. Teraz wstawiam je w różnych dniach, ponieważ mam czas, ale od października zastanawiam się nad stałym dniem publikacji. Ale to dopiero za jakiś czas. :)

Dziękuję również za pomoc w promowaniu fanfiction wpisując hashtag na twitterze #MistakeFF i dzieląc się wrażeniami z innymi :) Przyjemnie mi się czyta wasze tweety i są bardzo pomocne! Proszę, tweetujcie dalej, dzielcie się swoimi przypuszczeniami, typami. Takie tweetowanie daje na prawdę dużo, a hashtag moze być zauważony przez innych.:)

 PROŚBA:  Jeśli lubicie pomagać i chcecie, abym dalej mogła dla was pisać to fanfiction, napiszcie o nim swoim twitterowiczom. Tym bardziej znanym, oczywiście nie proszę o wielki spam, ale przez każde polecenie komuś innemu #MistakeFF może zyskać czytelnika. Z góry dziękuję! 

Kocham i do następnego!







czwartek, 11 września 2014

Rozdział ósmy


  Zayn zasnął, a ja znowu zostałam z milionem pytań w głowie. Na szczęście zostałam wezwana na izbę, to pomogło mi trochę oderwać się od ciągłego zagłębiania się w historię Malików. Przypadek, do którego zostałam wezwana, okazał się być słodkim czterolatkiem, który podczas zabawy rozciął dłoń. Rana nie była wielka, ale głęboka. Nadawała się do szycia, więc należało działać.

- Frankie - tak miał na imię - nie musisz się bać. Zapewniam, że nie będzie bolało. Popsikam to miejsce magicznym płynem. - Próbowałam uspokoić malucha, siedzącego na kolanach matki. Chłopczyk jednak zaczął płakać. Rozumiałam go. Z ręki wciąż sączyła się krew. Wacik, który na nią nałożyłam dawno nią przesiąkł. - Mam coś dla ciebie - powiedziałam, po czym sięgnęłam z szuflady po naszego misia. - Proszę, jeśli tylko ściśniesz misia sprawi on, że nic cię nie zaboli. Zaufaj mi - posłałam malcowi uśmiech. Otarł łzy malutką rączką i wziął ode mnie misia.

- Dziękuję - zaseplenił, co było urocze. Przynajmniej dla mnie.

- Pani niech się tak nie denerwuję. Wszystko jest w porządku - skinęła głową.

Poprosiłam pielęgniarkę, by przygotowała mi potrzebne narzędzia. Oczyściłam powoli Frankiemu ranę i popsikałam okolice płynem znieczulającym ból.

-Możesz zamknąć oczy, kochanie - Frankie wykonał moje polecenie. Kurczowo ściskał misia w swojej drugiej rączce. Ja natomiast przystąpiłam do zszywania.

Cały zabieg nie trwał długo, a chłopczyk dzielnie go zniósł. Mogłabym nawet powiedzieć, że nie zorientował się, kiedy zaczęłam i skończyłam. Jego matka dziękowała mi, tłumacząc, że nie wie, jak mogła dopuścić do takiej sytuacji.

- To nie jest pani wina. Z dziećmi tak czasami bywa. Nie jesteśmy w stanie uchronić ich przed wszystkim.

Kobieta przyznała mi rację. Misia podarowałam w prezencie Frankiemu, za co dostałam słodkiego całusa w policzek. Lubię tę robotę!

                                                                 *

 "Beep beep" dźwięk przychodzącego esemesa oderwał mnie od przerwy, którą postanowiłam spędzić samotnie, w pokoju lekarskim, wypełniając zaległe papiery. Z uśmiechem wzięłam urządzenie do rąk i przesunęłam po ekranie.

 "Jesteś łatwym celem przebywając sama, Leah."  

Spojrzałam na adresata i moje oczy się rozszerzyły. Nathan, serio? On mnie widzi? Jest tutaj? Może zamontował kamery?

"Czyhasz na moje życie? Gdzie jesteś?"

Wcisnęłam przycisk "wyślij". On tak na serio? Może ma jakieś informacje na bieżąco od tych swoich przydupasów.

"Blisko.Wyżyj przez okno, skarbie."

Skarbie, serio? Od kiedy on tak do mnie mówi? Zaraz, zaraz. Co on napisał? Poderwałam się z krzesełka i odsłoniłam okienne żaluzje. Na szpitalnym parkingu dostrzegłam samochód Nialla, przy którym oczywiście nie stał blondyn, tylko Nathan. Ubrany na ciemno, z  full-capem i   kapturem założonym na głowę. Na nosie miał ciemne ray-bany. Gdy mnie dostrzegł, jego ręka lekko uniosła się ku górze.

"Podobno miałeś się ukrywać." - napisałam.

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Widziałam, jak stuka coś na klawiaturze swojego telefonu, a zaraz potem dostałam wiadomość.

" O której kończysz?"

" Za godzinę, a co?"

" Poczekam. Chcę cię gdzieś zabrać :)"

Wpatrywałam się  z niedowierzaniem w wiadomość. Nathan Javadd Malik chce mnie gdzieś zabrać, jest miły i wysłał mi uśmiechniętą buźkę. Dobra, to wkręt? Co mu się stało? Podmienili go, czy co? Okres mu minął? Nie wierze. Miły Nathan... to on taki może być? A raczej potrafi być?

" Zachorowałeś?"

" Zachorowałem i potrzebuję blondwłosej pomocy medycznej, natychmiast."
Że co? ŻE CO? Nie, on wcale tego nie napisał. Serio, co mu dzisiaj odwaliło?

"Ty nie żartujesz..."
Malik oficjalnie zwariował.

"Czekam na ciebie na dole."

Okeeeej, tak myślę. Powinnam pójść? O Boże. Mam randkę z niezrównoważonym psychicznie Nathanem. O Boże. To się nie dzieje na serio!

                                                                     

                                                                    *
- Zayn! Zayn, obudź się! - Szarpnęłam za ramię bruneta. Powoli jego oczy zaczęły się otwierać. Przywitał mnie szczerym uśmiechem, ja go natomiast zdezorientowaniem.

Chciałam, a raczej musiałam mu powiedzieć, że na dole czeka na mnie jego rąbnięty brat i złożył mi dziwną, jak na niego, propozycję.

- Co się stało, piękna?- Spojrzał w moje oczy, a jego lewa ręka znalazła się na moim policzku. Wpatrywałam się w jego brązowe tęczówki i przełknęłam ślinę. Nathan, jego oczy hipnotyzują zupełnie tak samo. Co?

- Twój brat chce mnie gdzieś zabrać. Teraz, zaraz, już - mówiłam pośpiesznie. Nie wiem, czy mnie zrozumiał, ale chyba tak, bo po sali rozniósł się jego melodyjny śmiech.

- Wiem o tym - usłyszałam z jego ust.

- Jak to? Skąd?

- Poprosiłem Louisa, by z nim porozmawiał. Musicie się bliżej poznać. Obiecał, że będzie cię dobrze traktował. Chcę, żebyś mu zaufała - wytłumaczył.

Nie wiem, co czułam w tym momencie. Na pewno byłam wściekła na Zayna. Jak mógł mi to zrobić? Nie wiem, jak mam się zachować w towarzystwie Nathana. Z drugiej strony chciałam go bliżej poznać. Chciałam dowiedzieć się, dlaczego stał się takim bezdusznym, aroganckim potworem.

- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? - Szepnęłam.

Skinął głową.

- Musisz wiedzieć tylko jedno, zanim się z nim spotkasz - zaczął. Przegryzł wargę. Jego ręka na moim policzku przesunęła się w okolicę szyi, a on zaczął przyciągać moją głowę w stronę swojej. Kiedy byłam wystarczająco blisko, chwycił moje policzki w dłonie. Czułam jego oddech na swoich ustach. O cholera, chce mnie pocałować. Zanim zdążyłam się zorientować, poczułam jego usta na swoich. Przymknęłam oczy. Był tak subtelny i delikatny. Oczywiście odwzajemniłam pocałunek. Nie wiem dlaczego, ale moje wargi automatycznie zaczęły wpasowywać się do ruchu jego warg. Wydawałoby się, że pasują idealnie. Zayn nieznacznie oddalił swoje usta. - Musisz wiedzieć, że jesteś moja - wyszeptał, a ja otworzyłam oczy.

- Zayn... - zaczęłam, jednak on przyłożył mi palec do ust.

- Wiem, że mogłaś się tego nie spodziewać i za szybko na takie wyznania, ale muszę zaznaczyć swój teren. Zanim mi cię ktoś odbierze - przejechał kciukiem po moich ustach.

Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Nie potrafiłam.

- Przepraszam, nie chcę się spóźnić i zdenerwować twojego brata - wypaliłam.

Wiedziałam, że nie dając mu żadnej odpowiedzi sprawię mu przykrość, ale nie umiałam inaczej. Po prostu nie mogłam. Pospiesznie wyszłam z sali. To dla mnie za dużo, a jeszcze czeka mnie wieczór spędzony w gronie drugiego z Malików. Tylko co później?

                                                                    
                                                                  *

Nathan już na mnie czekał. Z cwaniackim uśmiechem otworzył mi drzwi, a ja mimowolnie wsiadłam do samochodu. Nie mogłam jednak skupić się na jeździe. Wciąż czułam na ustach smak Zayna. Cudowny smak. Miał rację, to działo się zbyt szybko. Nie byłam przygotowana na taki obrót sprawy. Był dla mnie ważny, ale jego życie było jedną wielką zagadką. Nie wiedziałam, czy to, co do niego czuję w zupełności pasuje do jego uczuć, do mnie.

- Jesteś nieobecna - głos Nathana przerwał moje rozmyślenia.

- Co? Nie, nie - postanowiłam udać, że jest inaczej.

- W takim razie o co wcześniej pytałem?

Kurwa.

- Dobra, masz mnie - westchnęłam.

Zaśmiał się. Posłałam mu zdziwione spojrzenie, a on tylko wzruszył ramionami.

- Na prawdę  zaczynam się bać. Jesteś zbyt opanowany. Tylko mi nie mów, że prośba Zayna tak na ciebie wpłynęła - postanowiłam ujawnić, że o wszystkim wiem.

- Powiedział ci? - Prychnął.

- Mhm. Gdzie jedziemy?

- Do naszego domu - wyjaśnił. - Um, będziemy sami.

- Oh - bąknęłam.

Niezręczna sytuacja z Malikami? Jak ja to uwielbiam!

 Znałam już drogę do ich domu. Nie było to daleko, więc zanim zdążyliśmy zacząć kolejną konwersację, byliśmy już na miejscu. Wysiadłam z samochodu sama, ponieważ Malik, jak to ma w zwyczaju, nie otworzył mi drzwi. Da się przyzwyczaić. Posłusznie weszłam do środka za Nathanem. Po domu roznosiły się pyszne zapachy. Będziemy coś jeść?
  Kiedy weszłam do salonu, zaniemówiłam. Na środku ustawiony był stolik dla dwojga, z całym nakryciem.

- Em, Niall i Lou to przygotowali - wyjaśnił. - Usiądziesz? - Uniósł swój wzrok na mnie.

Szok. Byłam w kompletnym szoku. To bardziej wyglądało na randkę, niż zwykłe spotkanie integracyjne.  Światła były pogaszone. Po pomieszczeniu poustawiane były malutkie świeczki. Woah, wyglądało magicznie.

- Chyba przesadzili - zaśmiał się brunet, a ja od razu do niego dołączyłam.

- Coś mi się wydaję, że Niall zbyt bardzo się wkręcił w przygotowania - wybuchnęłam śmiechem.

- Myślisz, że to on jest takim romantykiem? Tu cię zadziwię. Podejrzewam, że swoje paluszki maczał w tym Harry.
Co?

- Harry i romantyzm? Co ty pieprzysz... to zupełnie tak jak ty i jakiekolwiek uczucia - wybuchnęłam śmiechem, jednak nie usłyszałam, by Nathan mi zawtórował.  Mój wzrok skierował się na jego twarz. Widniał na niej smutek. Zabolały go moje słowa?

- Przepraszam, nie chciałam...

- Myślisz, że jestem bezuczuciowym chamem? Że nie potrafię dbać o innych, tylko o siebie? Na prawdę masz tak złe zdanie o mnie?

Zaniemówiłam. Nie sądziłam, że aż tak zranię go swoimi słowami i tym, co o nim myślę.

- Nie pozwalałeś mi pomyśleć o sobie inaczej. Nie dałeś mi do tego powodów - wytłumaczyłam.

- Masz rację. Jestem gnojem, ale nie chce taki być. Nie dla ciebie. Chcę, żebyś mi zaufała - westchnął.

Przegryzłam wargę. " Musisz wiedzieć, że jesteś moja." Głos Zayna zabrzęczał w mojej głowie, jednak szybko go odrzuciłam. Jestem popierdolona.

- Dlaczego?

- Nie wiem, Leah. Po prostu sprawiasz, że chcę się zmienić. Miałem cię unikać, ale nie potrafię, rozumiesz?

- Nie - westchnęłam.

Poczułam, jak jego dłonie łapią za moje ramiona. Brązowe oczy Javadda wpatrywały się w moje niebieskie tęczówki.

- Sprawię, że będziesz mnie pragnęła - wychrypiał przy moim uchu.

Wyrwałam się z jego objęć i pospiesznie usiadłam do stołu. Nerwowo przegryzałam wargę, a w pewnym momencie poczułam metaliczny posmak krwi w ustach. Co mu się stało? Dlaczego moje serce wali jak oszalałe? Dlaczego byłam skłonna wpaść mu w ramiona? Dlaczego czuję wobec niego cholerne pożądanie? To mnie przeraża. Parszywy ród Malików.

- Jestem głodna - znów uciekam. Robię to zajebiście. Jestem w tym mistrzynią.

- Tak, sory - usiadł na przeciwko mnie, a jego wzrok od razu utkwił na mnie.

- Em, ale najpierw skorzystam z łazienki -wydukałam.

Zostawiłam torebkę na krześle i skierowałam się w stronę łazienki. Kiedy tylko znalazłam się w pomieszczeniu, od razu odkręciłam kurek z zimną wodą. Musiałam ochłonąć. Malikowie się na mnie zmówili. To dla mnie za dużo, za dużo jak na jeden dzień. Dobra Lee, wdech i wydech. Tylko spokojnie. Nathan jest niezrównoważony psychicznie. Mówi prawdę? Ale w jaki sposób ja mogę go zmieniać?" Oh, przecież sama tego chciałaś." Co? " Chciałaś tego." Chciałam?"Tak." Zamknij się. " Jak chcesz." Ja pierdolę, gadam sama ze sobą. Świetnie. Powinnam wrócić.
   Wyszłam z łazienki. Miałam nadzieję, że Nathan też ochłoną i przemyślał całą sytuację. Weszłam do salonu biorąc głęboki wdech. Miałam nadzieję, że to już koniec niespodzianek na dziś, jednak wkurwiona twarz Malika zwiastowała kłopoty.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że dostajesz anonimowe pogróżki? Dlaczego nie zadzwoniłaś, że te bydlaki włamały się do twojego domu? - W jego oczach dostrzegłam zdenerwowanie, ale wyczytałam też, że jest zawiedziony.

- Nie wiedziałam, czy mogę ci zaufać! Pojawiliście się tak nagle w moim życiu! Nawet nic o was nie wiem, kompletnie. Ciągłe kłamstwa, tajemnice, setki pytań, na które nie dostałam odpowiedzi. Wtargnęliście do mojego życia z buciorami, a teraz ktoś chce mnie zabić - w moich oczach pojawiły się łzy. Nie chciałam przy nim płakać, próbowałam się powstrzymać, jednak nie udało mi się. - Nie wiem co mam robić! Cholernie się boję, rozumiesz?! - Nie wytrzymałam, wybuchnęłam. Łzy leciały po moich policzkach. Poczułam jak silne ramiona oplatają moją sylwetkę. Byłam rozbita emocjonalnie, chciałam poczuć się bezpieczna. Musiałam poczuć, że mogę mu ufać.

- Nie dam im cię skrzywdzić - jego głos wydawał mi się stanowczy. Później zrobił coś, co bardzo mnie zaskoczyło. Pocałował mój czubek głowy i przyciągnął moje ciało bliżej swojego. Zaczął nucić melodię jakiejś znanej piosenki, której tytułu nie mogłam sobie teraz przypomnieć. Dał mi oparcie, dał mi odczuć, że nie jestem w tym sama. I właśnie w tym momencie czułam się bezpieczna. W jego ramionach, słysząc jego głos i lekko kołysząc się w rytm nucącej przez Nathana melodii.


__________________________________________________________________

Cześć, kochani! jak wam się podoba rozdział? ahwhsdlg ja jestem rozbita między Zaynem i Nathanem, kompletnie!

WIEEEEEEEELKA PROŚBA i AKCJA!

Wiem, że nie wszyscy, którzy przeczytają dadzą jakiś komentarz pod postem. Dlatego chciałabym podzielić się z wami moim pomysłem( komentujących też o to proszę! <3)

Jeśli czytasz i podoba ci się to, co piszę podziel się swoimi wrażeniami na twitterze, dopisując do tweeta #MistakeFF.  Taka akcja pomogłaby mi zdobyć więcej czytelników, może zostałaby zauważona? Im wiecej tweetów, tym większa szansa, że ktoś ją zauważy. Może kiedyś nawet ten hashtag znajdzie się w polskich trendach? Kto wie?
Bardzo was o to proszę, to dla mnie ważne <3

Dziękuję wszystkim moim czytelnikom! Do następnego! <3