wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział trzeci

WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM :) !!


Wpatrywałam się w zdjęcie, po czym po chwili uniosłam wzrok na Zayna. Byłam w szoku. Nie różnili się praktycznie niczym. To samo uczesanie, te same rysy twarzy. Pokręciłam głową niedowierzająco i jeszcze raz zerknęłam na zdjęcie. Przyjrzałam mu się dokładniej, a moją uwagę przykuły dłonie Nathana. Przybliżyłam fotografię, by móc potwierdzić moje znalezisko. Odłożyłam urządzenie na półkę, po czym odsłoniłam okrywającą Zayna kołdrę. Mój wzrok od razu powędrował na jego ręce.

- Nie masz tatuaży – stwierdziłam.

– Ta, to nas różni – westchnął. – Słuchaj, nie mam czasu. Muszę się stąd wydostać i jak najszybciej znaleźć mojego brata. Muszę mu powiedzieć, że się nie udało.

Zmarszczyłam brwi i lekko przegryzłam dolną wargę. Kompletnie nic nie rozumiałam o co w tym chodzi. Bałagan w mojej głowie, który mi zrobił wciąż się powiększał, a ja czułam, że stoję w miejscu z przekazywanymi przez niego informacjami.

- Co miało się nie udać?

Wywrócił oczami. Nie mogłam nic odczytać z jego twarzy, kompletnie nic. Otoczył się jakąś maską. Mówił półsłówkami, a mnie coraz bardziej zaczynało to drażnić. Nie mógł po prostu powiedzieć mi co jest grane? Wplątuję mnie w swoje brudne sprawy, a ja głupia mimowolnie go słucham. Chyba postradałam zmysły. Co jest ze mną nie tak? Moja cholerna ciekawość doprowadzi mnie do szaleństwa. Po kim odziedziczyłam tą parszywą cechę? Z drugiej strony żal mi go. Nie pasuje mi raczej do typu niebezpiecznego zbrodniarza. Powiedziałabym wręcz, że jest nieszkodliwy. Jednak jest tutaj, za drzwiami pilnują go policjanci, a rodziny ofiar i rannych przeklinają go za to, co zrobił. Fuknęłam niezadowolona. Mój wzrok po raz kolejny tego dnia powędrował w stronę Mulata. Przyglądał mi się. Ciemne, czekoladowe tęczówki złapały ze mną kontakt wzrokowy. Zahipnotyzowały mnie swoim blaskiem i tajemniczością.

- Leah, doktor Fisher cie wzywa do siebie – usłyszałam za plecami głos Grega i odwróciłam się, kończąc wymianę spojrzeń z Zaynem.

Wstałam z łóżka Malika. Wiedziałam, że nie chce, bym zostawiała go samego, więc poleciłam Gregowi, by go przypilnował.

- Postaram się szybko wrócić. Gdyby coś się przedłużyło poproś pielęgniarkę, by go pilnowała. I pod żadnym pozorem nie wpuszczaj tych dwóch policjancików – zarządziłam. – Nie jest jeszcze na siłach, by zeznawać – dodałam.

- Powodzenia z Fisherem. Jest zły – poinformował, a ja machnęłam tylko ręką i wyszłam z sali. Zayn nie był z tego zadowolony. Widziałam jego przepełniony złością wzrok, kiedy rozmawiałam z Gregiem. Wydawało mi się, że zwróci mi uwagę, nakrzyczy, wybuchnie jak wcześniej, ale chyba zrozumiał, iż  też mam swoje sprawy, swoje życie.

Stanęłam pod drzwiami lekarskimi i niepewnie lekko je otworzyłam. Wychyliłam głowę do środka, by zobaczyć, czy doktor tam był. Nie pomyliłam się. Siedział jak zwykle przy biurku i zajadał się swoją ulubioną jagodzianką. Kiedy usłyszał, że nie jest w pomieszczeniu sam uniósł głowę. Przez chwilę mi się przyglądał, a później nakazał usiąść naprzeciwko niego. Posłusznie wykonałam jego polecenie. Zdenerwowana przegryzłam wargę. Musiałam chyba narozrabiać. Czy chodzi o to, że za dużo uwagi poświęcam Zaynowi? Przecież… „Oh, nie wychodziłaś z jego sali przez ten cały czas.” Doprawdy? „Yhym, chyba za bardzo się przejęłaś. ”Traktuję go, jak każdego z pacjentów. „Nie prawda”.Prawda.”Nie”.Tak.”Sama w to nie wierzysz. ”Oh, zamknij się! Przegryzłam ze zdenerwowania wargi.

- Leah, słuchasz mnie? – Do moich uszu doszedł stłumiony, ochrypły głos Barry’ego.

Ocknęłam się i zwróciłam swój wzrok na mojego rozmówcę.

- Przepraszam. Zamyśliłam się – mruknęłam, a doktor westchnął.

- Jesteś zmęczona – zaczął. – Przesiadujesz non stop przy łóżku tego młodzieńca. Wiem, że to jeden z twoich pierwszy, poważnych pacjentów, ale nie musisz się aż tak angażować.

Przymknęłam oczy. Domyśliłam się, po co mnie tu wezwał, jednak mimo wszystko, nie zdążyłam wcześniej pomyśleć nad odpowiedzią. Błądziłam wzrokiem po ścianach, zatrzymywałam go dłużej na wiszących obrazach, kwiatkach, czy widoku za oknem. Nie chciałam spotkać się ze wzrokiem Barrego. Bałam się, że mógł cokolwiek z niego odczytać, a wtedy… byłoby już po mnie. Wyrzuciłby mnie z roboty, gdyby dowiedział się o chęci pomocy przestępcy. Nie słuchałby nawet moich wyjaśnień. Zresztą, skąd mam pewność, że Zayn nie jest przestępcą? Może jestem zbyt naiwna, by dostrzec podstęp. Może chce owinąć mnie wokół palca, aby tylko wydostać się ze szpitala niezauważonym i nie trafić za kratki. A co wtedy? Cholera jasna. Jestem między młotem, a kowadłem. Nie pomogę mu już więcej. Przynajmniej nie będę pomagała mu się stąd wydostać. Z drugiej strony… chciałabym się dowiedzieć, co jest nie tak z nim i jego bratem. Są w niebezpieczeństwie? Ktoś ich ściga? Cholera jasna!

- Leah – zwróciłam mój wzrok na doktora. Siedział zamyślony, z rękoma założonymi na piersi.

- Nie czuję się zmęczona – zaczęłam. – Pan Malik po prostu prosi, bym to ja się nim zajmowała. Nie chce żadnej innej osoby. Nie pozwala nic zrobić pielęgniarce, kiedy nie ma mnie przy nim. Nie wiem, czym jest to spowodowane – skłamałam.

- Rozumiem – powiedział przeciągle. – Kto z nim teraz został? – Jego lewa brew uniosła się lekko do góry.

- Greg. Nie dałam dojść do słowa pacjentowi. Po prostu wyszłam i kazałam Gregowi się nim zająć – wyjaśniłam.

- Powinnaś to robić częściej. On nie może traktować cię jak swoją opiekunkę. Chcesz być lekarzem? – Gula utknęła mi w gardle, kiedy chciałam mu się wytłumaczyć. Nie mogłam wykrztusić z siebie żadnej odpowiedzi. Usta otworzyły mi się lekko, jednak nie wydałam żadnego dźwięku. Po prostu zaniemówiłam. – Nic nie odpowiesz?

Przegryzłam dolną wargę i wypuściłam ze świstem powietrze.

- Po to tutaj jestem – szepnęłam. – Spróbuję dojść do porozumienia z panem Malikiem.

Skiną głową.

- Mam nadzieję, że… - nie dokończył, bo do pokoju wpadła pielęgniarka.

- Panie doktorze, szybko! Ten młody przestępca…- krzyknęła, a ja w raz z doktorem zerwałam się z miejsca i czym prędzej wybiegłam z pokoju lekarskiego.

Jak oparzona wpadłam za doktorem do sali Zayna. Żołądek zacisną mi się, kiedy tylko spojrzałam na monitor.

- Obniżone tętno, oddech płytki – słowa Barrego dochodziły do mnie w szybkim tempie.

Spojrzałam na mętny wzrok Zayna. Wyciągał w moją stronę dłoń. Widziałam, że coś w niej trzyma. Chwyciłam go za nią, a on dyskretnie wcisną mi małą karteczkę pomiędzy palce. Poczułam, że jego dłonie są lodowate.

- Ochłodzenie kończyn! – Poinformowałam Fishera.

- Wstrząs anafilaktyczny! Adrenalina i leki przeciwhistaminowe, szybko!

- Reakcja alergiczna? Ale jak to? – Zaskoczona spojrzałam na doktora, a on tylko wzruszył ramionami. 

Pielęgniarka w pośpiechu wykonała polecenie Barrego, a ja dopiero teraz zorientowałam się, że nigdzie nie ma Grega. Cholera jasna!

- Utrata przytomności! Szybciej z tymi lekami – warknął Barry, a pielęgniarka zaczęła wstrzykiwać adrenalinę.

Z przerażeniem wpatrywałam się w monitor. Kiedy zauważyłam, że tętno się normuję odetchnęłam z ulgą. Wymieniliśmy się spojrzeniami z doktorem.

- Co się tu dzieje? – Głos Grega sprawił, że wpadłam w złość. Moja twarz poczerwieniała, a ja powoli podeszłam do przyjaciela i wytknęłam na niego palcem.

- Śmiesz pytać? Kazałam ci z nim zostać! – Dałam upust swoim emocjom. – Widzisz co się stało?!

- Leah, uspokój się… - chciał się wytłumaczyć, ale mu nie dałam.

- Idź do diabła! – Wrzasnęłam i wyszłam na korytarz trzaskając drzwiami.

Idiota. Totalny kretyn. Zacisnęłam pięści. Usiadłam na jednym z korytarzowych krzeseł i próbowałam się uspokoić. Nagłe pogorszenie stanu zdrowia Zayna wyprowadziło mnie z równowagi. Nie powinnam zostawiać go z Gregiem. Poluźniłam moje zaciśnięte pięści, a wtedy zorientowałam się, że wciąż trzymam tam karteczkę, którą przekazał mi Zayn. Rozwinęłam ją i spostrzegłam nabazgrane prawdopodobnie pismem Zayna imię „Niall”, a pod nim numer telefonu. Nic więcej na niej nie znalazłam. Tylko te dwie informacje. Westchnęłam z bezradności. Czy to znaczy, że mam się z nim skontaktować? I co mu powiem? Pokręciłam zrezygnowana głową. Spostrzegłam pielęgniarkę wychodzącą z sali Malika. Zatrzymałam ją, by dowiedzieć się, czy leki zadziałały.

- Tak, ale jest w ciężkim stanie.

- Nadal jest nieprzytomny? – Nie musiała odpowiadać. Odczytałam to z jej wyrazu twarzy.

Mój wzrok znów powędrował na karteczkę z imieniem i numerem telefonu. Zadzwonię. Może wtedy dowiem się, o co w tym wszystkim chodzi.








   Po kilku próbach nawiązania kontaktu ze znajomym Zayna udało mi się z nim umówić. Opowiedziałam mu w jakim stanie znajduję się Zayn i o tym, że szuka swojego brata. Było słychać w głosie Nialla, że przejął się stanem zdrowia kolegi. Niestety, kiedy zaproponowałam mu, by pojawił się w szpitalu wraz z bratem Malika, zaprotestował. Umówiliśmy się w pobliskim parku, jak to stwierdził Niall: „ Tak będzie bezpieczniej”. Powoli zaczynało ogarniać mnie uczucie paniki. Może niepotrzebnie się w to wpakowałam. Przymknęłam oczy. Nie mogę go zawieść. Mulat pokłada we mnie nadzieję. Przynajmniej spróbuję się dowiedzieć co tu jest grane.
     Przekazałam pielęgniarce, by nie zostawiała pacjenta nawet na chwilę samego. Doktor Fisher odkrył, że ktoś wstrzyknął Zaynowi jad żmii, na który jest uczulony.  Sam powiedział, że dopilnuje, by Malik był pod stałą obserwacją. Wypytywał też policjantów siedzących przed salą Mulata, czy nie widzieli nikogo obcego kręcącego się w pobliżu, ale oni wytłumaczyli, że musieli na chwilę opuścić szpital. Kłamcy. Jestem pewna, że to ich sprawka.

   Dokładnie o 15:00 dotarłam do parku, w którym umówiłam się ze znajomym Zayna. Rozglądałam się dookoła przyglądając się wszystkim przechodniom. Teraz każdy z nich wydawał mi się podejrzany. Moją uwagę przykuł chłopak z czerwonymi włosami i kolczykiem w wardze. Rozmawiał zdenerwowany przez telefon i sadził przekleństwami. Uznałam, że on najbardziej pasuje mi do kolegi Zayna. Jak na dziwną, niebezpieczną sytuację wyglądał idealnie. Wulgarny wygląd, niechlujne ubranie i naganne słownictwo.

- Zachowuj się normalnie i przestań się tak wszystkim przyglądać. Nie chcę, by ktoś zwrócił na nas uwagę – usłyszałam aksamitny głos przy swoim uchu, na który momentalnie się wzdrygnęłam.

 Z drżącymi ustami odwróciłam się i spojrzałam na osobnika stojącego przede mną. Nie wyglądał groźnie. Wręcz przeciwnie. Miał niebieskie oczy, z pozoru słodki, niegroźny uśmiech i blond czuprynę, która dodawała mu uroku. Ubrany był w biały top, czarne rurki i szare conversy. Wydawał się dość przyjazny, ale pamiętałam powiedzenie mojej babci Elen:”Pozory mylą, kochanie.” Przyglądał mi się z zaciekawieniem, dokładnie tak jak ja jemu. Zauważyłam, że się uśmiecha. Niepewnie przegryzłam dolną wargę.

- Więc, gdzie jest ten drugi? – Wykrztusiłam, a on zmrużył oczy.

- Kto, Zayn? – Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja pokręciłam przecząco głową.

- Nie, Nathan. Gdzie jest? Jego brat… - zaczęłam, lecz nie dał mi skończyć.

- Słuchaj to wszystko jest bardziej skomplikowane niż myślisz. On… Nathan robi wszystko, by wyciągnąć Zayna z tego bagna, ale będziesz musiała nam pomóc.

- Ja?- Przytaknął. – Co miałabym zrobić? – Wydukałam zaskoczona.

-Usiądźmy na tej ławce – zaproponował, co zrobiliśmy. – Co Zayn ci powiedział?

Zastanowiłam się przez chwilę nad jego pytaniem. Uniosłam wzrok na Nialla, a moje spojrzenie spotkało się z jego błękitnymi tęczówkami.

- Nawoływał wciąż imię Nathana i bełkotał, że się nie udało, że oni wiedzą. Prosił, bym znalazła jego brata jak najszybciej – wytłumaczyłam.

- Bzdura – odezwał się pospiesznie. – Nic nie wiedzą – mruknął.

- O czym nic nie wiedzą? – Dopytywałam. – Ktoś wstrzyknął mu jad żmii, na który jest uczulony!

Blondyn jedynie prychnął.

- Zarówno Zayn, jak i Nathan są uczuleni na jad żmii. Głupie osły – zaśmiał się.

Zaczynał mnie wkurzać. Czy on czuję powagę tej sytuacji?

- Oni mogli go zabić! – Podniosłam głos.

- Ale go odratowaliście? – Spytał.

- Tak, ale nadal jest w złym stanie. Wspólnie z obrażeniami po operacji i wypadku nie wygląda to najlepiej – poinformowałam.

Usłyszałam jak przeklina pod nosem. Następnie nerwowo wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni, wyją jednego i odpalił go. Zaciągnął się, po czym powoli wypuścił truciznę z ust. Nienawidziłam papierosów. Ich zapach przyprawiał mnie o mdłości. Dobrze, że byliśmy na świeżym powietrzu, smród nie był aż tak intensywny.

- Dojdzie do siebie? – Wycedził w trakcie wypuszczania dymu z ust.

Wzruszyłam ramionami.

- Powinien.

- Słuchaj, musisz nam pomóc. Jeszcze dzisiaj spotkamy się z Nathanem i wyjaśnimy ci co masz robić, zgoda?

- A mam jakieś inne wyjście? – Bąknęłam.

- Teraz już nie.





    Wraz z Niallem udaliśmy się do Nathana. Gospodarza nie było w domu, więc musieliśmy zaczekać. Właśnie siedzieliśmy w salonie drugiego z Malikow. Żadne z nas się nie odzywało, więc zainteresowałam się wystrojem tego pomieszczenia. Wchodząc tutaj zauważyłam, że chłopak jest fanem graffiti. Rysunki były praktycznie w całym domu. Osobiście nie przywykłam do aż tak nowoczesnego wystroju, ale podobało mi się.Różnił się od tradycyjnego. Do tego meble były w kolorze soczystej czerwieni, a sofy jasnokremowe, co nie nadawało temu wnętrzu mrocznego wyglądu, tylko miało na celu rozjaśnienie go. Nie zauważyłam żadnego zdjęcia na żadnym z mebli. Dostrzegłam jedynie obraz wiszący w rogu jednej ze ścian. Przedstawiał zachód słońca nad jakąś zatoczką. Spodobał mi się. Był magiczny i wyróżniający się wśród tych kolorowych rysunków.

- Długo na mnie czekacie? – Chrapliwy głos, podobny do głosu Zayna, lecz bardziej pewny siebie, doszedł do moich uszu. Odwróciłam wzrok od obrazu i spojrzałam w stronę Nathana. Moje oczy momentalnie rozszerzyły się, a usta lekko otworzyły. Musiałam pomóc sobie dłonią, by je przymknąć, co pewnie wyglądało zabawnie. Czułam się, jakby stał przede mną zdrowy Zayn. Miał długą bluzkę, co od razu zauważyłam, ponieważ chciałam się przekonać o jego tatuażach. Jednak były szczelnie okryte.

- Wyglądacie identycznie… - nie powstrzymałam się od wypowiedzenia tego.

Nathan beznamiętnie wzruszył ramionami i usiadł na jednym z foteli. Zaczął lustrować mnie wzrokiem. Poczułam się nieswojo, jednak nie byłam mu dłużna. Także przyglądałam mu się badawczo. Nie wiedziałam czego ode mnie oczekuje.

- Nie mam za wiele czasu, dziewczyno – skrzywiłam się na jego pierwsze słowa. Nie był zbyt miły.

- Leah. Mam na imię Leah – zakomunikowałam.

Zaśmiał się przeciągle, jednak później na jego twarz znów wstąpiła powaga. Przeszły mnie dreszcze.

- A więc, Leah – przeciągnął moje imię, jakby chciał zaznaczyć, że niepotrzebnie mu o tym wspomniałam. – Będziesz musiała przypilnować mojego brata.

Prychnęłam, na co skierował na mnie pełen niezadowolenia wzrok. Zerknęłam w kierunku Nialla, który przyglądał się wszystkiemu zaciekawiony.

- Nic innego do tej pory nie robiłam – wywróciłam oczami.

- Zamknij się i słuchaj – ryknął, wyraźnie z poirytowaniem Nathan, a mnie aż przewróciło się w żołądku na jego podniesiony ton. – Wpakowałaś się w to wszystko, wiesz rzeczy, których nie powinnaś wiedzieć i teraz mimowolnie musisz wykonywać moje polecenia – już chciałam coś powiedzieć, jednak on to zauważył. - Nie pozwoliłem ci się odezwać. Musimy omówić kilka kwestii, więc zostaniesz tutaj na noc. Nie obchodzi mnie, czy masz jakieś inne plany. Mam nadzieję, że zadbałaś o opiekę nad moim bratem i już nic mu się nie stanie. W przeciwnym wypadku ty odpowiesz za każdy uszczerbek na jego zdrowiu. Czy to jest jasne? – Uniosłam dotychczas spuszczoną głowę na Nathana. W środku cała aż kipiałam ze złości. To są jakieś cholerne kpiny, prawda?!

- Chyba cię do reszty popieprzyło – warknęłam i wstałam, jednak on błyskawicznie znalazł się przy mnie i ścisnął mnie swoimi ramionami. – Puść mnie do cholery! – Krzyknęłam wyrywając się mu.

- Pytałem, kurwa, czy to jest jasne?! Ogłuchłaś? – Wysyczał przy moim uchu i owiną swoją rękę wokół mojej szyi, tak, abym nie mogła oddychać. – Czy. To. Jest. Jasne – warczał robiąc pauzę z każdym wypowiadanym słowem.

Przerażona przełknęłam ślinę i pokiwałam lekko głową.
- Jasne – mruknęłam z ledwością łapiąc powietrze. 

W co ja się wkopałam...

____________________________________________________________

Dziękuję za tyle pozytywnych komentarzy pod postem! Jeśli po tym rozdziale nadal podoba wam się to opowiadanie, to chciałabym was prosić, byście polecili je kilku swoim twitterowym znajomym:) Oczywiście, jeśli lubią czytać fanfiction :) Czekam na wasze komentarze pod postem! Do następnego! :)


środa, 11 czerwca 2014

Rozdział drugi




    Przemierzałam korytarz szpitalny, by jak najszybciej dotrzeć do gabinetu lekarskiego. Byłam zadowolona, że Zayn tak szybko się obudził. To mogło tylko oznaczać, że jego stan się poprawia. Takie rzeczy sprawiają, że zawód lekarza coraz bardziej zaczyna mi się podobać. Nie mogę się doczekać, kiedy to ja będę mogła uratować komuś życie. Uśmiechnęłam się do siebie. Zadowolona otworzyłam drzwi pokoju lekarskiego i wychyliłam przez nie głowę.

- Doktorze Fisher, Pan Zayn Malik się wybudził – oznajmiłam wesoło.

Barry natychmiast przerwał konsumowanie jagodzianki i odłożył ją na stolik. Zgarnął z sofy stetoskop i udał się za mną na OIOM.

- Przepraszam, co panowie tutaj robią? – Chrząknął, kiedy zobaczył dwójkę policjantów w sali Zayna. Zmrużyłam oczy i zaczęłam się im przyglądać. Wyglądali na wystraszonych. Jeden z nich, niższy, zaczął się jąkać.

- Bo..my… myśleliśmy, że Pan Malik może złożyć już zeznania – wyjaśnił.

Odruchowo pacnęłam się lewą dłonią w czoło. Ała, zabolało. Jak można być takim głupcem? Śmiech dr. Fishera rozniósł się po sali, a ja mu zawtórowałam. Pokręcił z rozbawieniem głową i skierował swój wzrok w stronę policjantów.

- Obawiam się, że z tym będziemy musieli zaczekać. A teraz przepraszam, ale muszę zbadać pacjenta – powiedział wciąż nie przestając chichotać.

Panowie służbowi zrobili jedynie przejście dla doktora i stanęli na baczność, przyglądając się Zaynowi. Banda debili.

- Przepraszam, czy panowie zapoznali się z tabliczką wiszącą na drzwiach? – Zwróciłam się do nich, a oni jedynie zaszczycili mnie krótkim spojrzeniem. – Proszę wyjść do cholery! To, że jesteście z policji nie upoważnia was do łamania przepisów szpitalnych – podeszłam do drzwi i otworzyłam je na oścież.

- Grzeczniej proszę – warknął jeden z nich.

Wywróciłam oczami.

- A ja proszę, aby panowie wyszli – odpowiedziałam. – I więcej tutaj nie wchodzili bez wcześniejszego pozwolenia. Czy to jest jasne?

- Jak słońce – prychnął starszy z nich i wyszedł wraz z kolegą posyłając mi kpiący uśmiech.

Co za gnidy. Dla nich liczy się tylko przesłuchanie. Są jak wrzody na dupie. Nie obrażam wszystkich policjantów, bo niektórzy są w porządku. Sama znam jednego i bardzo go szanuję. Jednak ci dwaj… brak słów. Przykłady ludzkiej głupoty.

- Nathan… - usłyszałam zachrypnięty głos Zayna. – Musicie go zatrzymać – wydyszał.
Podeszłam bliżej jego łóżka.

- Ma gorączkę – poinformował Barry. – Podamy mu leki na zbicie i powinno być dobrze.

Skinęłam głową na znak, że zrozumiałam. Podeszłam do szafeczki z lekami i wyjęłam odpowiednią ampułkę. Wyjęłam strzykawkę z dolnej szufladki i założyłam lekarskie rękawiczki.

- Po dwóch godzinach możesz dać drugą dawkę, jeśli gorączka nie przejdzie – zaznaczył.

- Wiem, wiem.

Podeszłam do łóżka Zayna, a doktor zrobił mi miejsce. Odsłoniłam jego prawy nadgarstek gdzie ulokowany był wenflon i wstrzyknęłam lek.

- Musicie znaleźć Nathana – wyjąkał.

- Majaczy – Barry podał mi mokry ręczniczek, a ja zaczęłam ocierać nim czoło Zayna. – Gdyby się coś działo będę w dyżurce.

- Jasne. Doktorze? – Przytrzymał się. – Niech pan przemówi tym dwóm osłom, żeby przestrzegali zasad szpitalnych. Jeszcze narobią jakiś szkód.

- Myślę, że po twojej interwencji na pewno będą ich przestrzegać – puścił mi oczko i wyszedł z sali.

- On jest niebezpieczny – głos Zayna znów dotarł do moich uszu. Złapałam go za dłoń, by dodać mu otuchy.

- O kim mówisz? – Szepnęłam.

Lekko otworzył zaszklone od temperatury oczy i zwrócił je ku mnie.

- Musisz mi pomóc. Proszę, pomóż mi – wyjęczał.

Zamarłam. Co jest z nim nie tak? W czym miałabym mu pomóc? Może to przez tę temperaturę. Gorączka różnie działa na ludzi.

- Musisz wypoczywać – wytłumaczyłam.

Ścisnął moją dłoń.

- Oni wiedzą, że to ja – wychrypiał.

Co on mówi?

- On ich nasłał – kaszlnął, a ja od razu poderwałam się, wzięłam mokry wacik i zmoczyłam mu usta.

- Kto i kogo nasłał?

Nic z tego nie rozumiałam. Wygadywał dziwne rzeczy. Może to powikłania powypadkowe?

- Policjanci… nie wpuszczaj policjantów – przymknął oczy, a ja przyłożyłam do jego czoła zmoczony wcześniej ręcznik.

- Chyba musisz się przespać – stwierdziłam.

Pewnie boi się konsekwencji popełnionego przez siebie przestępstwa. Też bałabym się więzienia w tak młodym wieku. Nic dziwnego, że nie chce, by policjanci zostali wpuszczeni. Jakie czeka go życie za kratkami? Pewnie planuje już ucieczkę, niemalże jak bohater „Skazanego na śmierć”. Niestety przez niego zginęła dwójka ludzi, a dziesięcioro zostało rannych. Tak czy siak, należy mu się kara.

- Nie, Leah. Oni mnie zabiją.

Leah? Zapamiętał moje imię? O cholera, on wcale nie majaczy. Kłamie? To jest ten jego sposób na uniknięcie więzienia?

- Musisz mi uwierzyć – ciągnął.

- Jak na razie nie mam zamiaru ich do ciebie wpuszczać. Musisz się przespać – zakomunikowałam.

Uśmiechną się lekko, jakby chciał mi podziękować. Z ledwością przełkną ślinę. Jego czekoladowe oczy powoli znikały pod powiekami, a ich właściciela ogarnął sen. Wpatrywałam się w jego twarz, jakbym chciała coś z niej odczytać. To co mówił wydawało się nierealne, ale wcześniejsze zachowanie policjantów dało mi do myślenia. Postanowiłam pilnować Zayna, by żaden z nich nie miał okazji wtargnąć do jego sali. Po tym, co usłyszałam muszę go pilnować. Miałam tylko nadzieję, że to co mówił, jest spowodowane gorączką, bądź szokiem pourazowym. Analizowałam jego słowa jeszcze przez dobre dwie godziny, do czasu, gdy nie zmorzył mnie sen.



  - Leah – usłyszałam swoję imię. Poczułam, że ktoś delikatnie głaszcze moją głowę. Powoli otworzyłam oczy i uniosłam ją.

Brązowe tęczówki Zayna lustrowały moją twarz, a na jego ustach dało się zauważyć lekki uśmiech. Odwzajemniłam go. Widać, że czuł się lepiej.

- Przysnęłam. Jak się czujesz? – Spytałam.

- W porządku. Trochę boli mnie tylko brzuch.

- To normalne. Jesteś świeżo po operacji. Dobrze, że gorączka już spadła, bo zaczynałeś mnie przerażać – zażartowałam.

Musiałam się upewnić, czy był w tamtej chwili świadomy. Nie spuszczał ze mnie wzroku, a jego z jego twarzy zniknął poranny uśmiech. Przymrużyłam oczy.

- Mogłabyś mi przynieść telefon? Postaram ci się cokolwiek wyjaśnić – zadrżałam. Czy to ma znaczyć, że pamiętał o czym mówił?

- Dobrze, zaraz po niego pójdę.

- Nie, ty zostań. Wyślij pielęgniarkę – zakomunikował.

- To zajmie tylko chwilę.

- Powiedziałem, że masz zostać! – Podniósł głos i momentalnie syknął z bólu.

Wzdrygnęłam się.

- Dobrze, tylko się uspokój – powiedziałam.

Wyszłam jedynie na korytarz i zawołałam jedną z pielęgniarek. Przekazałam jej, że pacjent życzy sobie przyniesienie jego rzeczy. Przekazałam, by zrobiła to w ukryciu przed dwoma policjantami, którzy wciąż siedzieli pod salą. Posłusznie kiwnęła głową, a ja wróciłam do środka.

- Powiesz mi o co chodzi? – Usiadłam na skrawku jego łóżka.

Przegryzł dolną wargę i przymkną na chwilę oczy. Nie wiedziałam jakie myśli przewijają się przez jego głowę, ale musiałam go wysłuchać. Był moim pacjentem. Jestem też bardzo ciekawą osobą, więc coraz bardziej chciałam się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.

- Muszę być pewien, że mi pomożesz. Tylko ty w tym momencie możesz to zrobić, rozumiesz?
Niepewnie kiwnęłam głową. Zupełnie się w tym pogubiłam i wcale go nie rozumiałam. Zadawanie się z przestępcą i pomoc mu? Brawo Leah, twoja ciekawość doprowadzi cię na dno.

- Przyniosłam to o co prosiłaś – odwróciłam głowę i wzięłam reklamówkę od pielęgniarki.

- Dziękuję.

- Nie ma za co. Jakbym była potrzebna, wołaj – oznajmiła i wyszła.

Sympatyczna kobieta. Zajrzałam do wnętrza torby i wyjęłam z niej i-Poda. Podałam go Zaynowi.

- Najpierw muszę wiedzieć, czy mogę ci zaufać – zwrócił swój czekoladowy wzrok na mnie.

Przegryzłam wargę. Mam się zgodzić? A jeśli poprosi mnie o coś nielegalnego? Przecież nie będę robiła nic wbrew prawa.

- Spróbuję ci pomóc, ale niczego nie obiecuję.

- Jesteś moim jedynym ratunkiem. Rozumiesz?

- Staram się – wyszeptałam.

Zauważyłam, że wciska w moją dłoń swój telefon. Wzięłam go do ręki i spojrzałam na ekran.

- Pokazujesz mi swoje zdjęcie? Po co? – Zapytałam lekko rozbawiona.

- To mój brat – usłyszałam.

- Co? Ale wy jesteście przecież identyczni… - zająknęłam się.

- Dokładnie. I o to tu właśnie chodzi.

O cholera.
_________________________

Co o tym myślicie? Jeśli opowiadanie się wam spodoba, a nie lubicie się rozpisywać, błagam zostawcie jakikolwiek komentarz. Może być nawet coś w stylu: "Czytam". Od was zależy, czy jest sens pisania tego opowiadania dalej :) Dziękuję za wszystkie komentarze do tej pory!:)

Rozdział specjalnie dla: !<3

Rozdział pierwszy






    Układałam na półkach kolejną stertę papierów. Od trzech dni robimy to samo. Wszyscy lekarze zwalili na nas papierkową robotę, a sami popijają kawkę w pokoju lekarskim. Czasami mam już dość tych praktyk. Nic innego nie możemy robić, prócz wypełniania głupich danych, opatrywania drobnych ran i zajmowania się pacjentami. Powiedziałabym nawet, że dotrzymywania im towarzystwa. Na sali operacyjnej oczywiście jak na razie tylko się przyglądamy. Dopiero po ukończeniu studiów, na stażu, może nas dopuszczą do jakiejkolwiek operacji. Westchnęłam przeciągle i usiadłam na chwilę na sofie. Otarłam lekko spocone czoło.

- Mam już dość – fuknęła Elizabeth i dołączyła do mnie. – Czy my tu przychodzimy, żeby czegoś się nauczyć, czy sprzątać?

Wzruszyłam ramionami.

- Już niedługo to my będziemy pić kawkę i wykorzystywać nowych – mrukną Greg. – Skończyłem – powiedział kładąc ostatnią stertę papierów na półkę.

- Dopiero za kilka lat – Elza wywróciła oczami.

- Dajcie spokój. Zaraz będziecie narzekać, że nie mamy nic do roboty – pokręciłam głową ze śmiechem.

- Od trzech dni nic się tutaj ciekawego nie dzieje. Jutro jest ta operacja na otwartym sercu. Fisher operuje. Muszę się koło niego zakręcić, to będzie coś! – Brunetka klasnęła w dłonie, a ja się zaśmiałam.

- O nie, nie! Zapomniałaś kto jest jego ulubienicą? –mrugnęłam figlarnie oczami.

- Zamknij się – syknęła, a ja wytknęłam jej język.

- To co, kawa? – Zaptał Greg, jednak nie dane było nam jej posmakować. Do pokoju wpadł dr. Fisher.

- Ruszcie dupy! Był wybuch w banku, mamy dużo rannych – krzyknął, a my od razu poderwaliśmy się z miejsca.

- Wreszcie jakaś konkretna robota! – Rzuciłam i podążyłam wraz z moimi przyjaciółmi za Fisherem.



- Wy dwoje opatrujcie drobne rany i pomagajcie stażystom. Sami nie dadzą rady – powiedział. – Colins ty wraz ze mną zajmiesz się osobnikiem całego zamieszania – zarządził.

Skinęłam głową. Podeszłam wraz z doktorem do pacjenta i spojrzałam na niego. Był nieprzytomny i chyba najbardziej poturbowany ze wszystkich rannych.

- Zajmij się jego ranami. My musimy poczekać na wyniki i zabieramy go na USG.

- Co podejrzewacie? – Spytałam zaciekawiona.

- Prawdopodobnie ma rozległe obrażenia wewnętrzne. Spadła na niego ciężka szafa. Więcej dowiemy się po zrobieniu USG.

- Rozumiem – westchnęłam i zaczęłam opatrywać jego rozcięty łuk brwiowy. Oderwałam się od opatrywania jego ran, kiedy usłyszałam pieczenie, a później charakterystyczny sygnał wraz z ciągłą linią na monitorze. – Doktorze! Zatrzymanie akcji serca! – Krzyknęłam i zrobiłam miejsce dla zespołu reanimacyjnego.

- Defibrylator! Szybko! – Zarządził, a jedna z pielęgniarek w pośpiechu podstawiła urządzenie. – Jedziemy! Raz – ciało chłopaka uniosło się do góry.

- Brak reakcji – powiadomiłam patrząc z nadzieją na monitor.

- Dwa.

Zagryzłam wargę ze zdenerwowania. Walcz, musisz walczyć. Jesteś za młody na śmierć. Przełknęłam slinę.

- Trzy!

- Mamy go, mamy! – Wykrzyknęłam uradowana, kiedy linia na monitorze zaczęła skakać.

- Zabieramy go na salę operacyjną, natychmiast. Przygotować dwójkę i zawołać doktor Janise – Fisher zwrócił się do jednej z pielęgniarek. – Przygotuj się – skinął głową w moją stronę.

Co? Czy on właśnie powiedział, że będę mogła uczestniczyć w operacji?

- Co masz taką minę? To także twój pacjent. Będziesz miała lekcje na żywo – wyjaśnił.

- Tak jest szefie! – Zasalutowałam z uśmiechem.

Podeszłam do łóżka chłopaka. Pochyliłam się lekko nad nim i położyłam moją dłoń na jego ramieniu.

- Wszystko będzie dobrze. Jesteś w najlepszych rękach – wychrypiałam do jego ucha.



   Przebrałam się w strój wymagany przy operacji i weszłam na salę. Pacjent był już przygotowany, a zespół operacyjny prawie gotowy. Spojrzałam na jedną z pielęgniarek szykującą narzędzia. Posłałam jej lekki uśmiech, a ona go odwzajemniła.

- Na korytarzu mówią, że to on jest winny całemu wybuchowi. Policja koczuje już pod salą operacyjną – usłyszałam i spojrzałam na pielęgniarkę.

- Jest taki młody… - pokręciłam głową. Pani Gweneth zaśmiała się.

- Jest w twoim wieku – poinformowała. – Nie widziałaś karty z jego danymi?

- Nie miałam okazji – bąknęłam. – Mogę?

- Jasne – kobieta podała mi teczkę z danymi chłopaka.

Otworzyłam ją i zaczęłam czytać pierwszą stronę. Nie znalazłam tam nic innego prócz jego imienia, nazwiska i wieku. Karty wypełniamy w takich przypadkach zazwyczaj później.

- Zayn Malik – szepnęłam i zwróciłam wzrok w kierunku leżącego na stole ciała chłopaka. – W coś ty się wplątał – przegryzłam dolną wargę i odłożyłam kartę, kiedy do sali weszli dr. Fisher i Janise. Podeszłam trochę bliżej, by móc zobaczyć jak najwięcej i zapamiętać wszystkie robione przez nich kroki jak najlepiej.

    Operacja trwała dość długo. Były małe komplikacje, ale zespół świetnie sobie poradził. Wszystko poszło idealnie. Uporali się nawet z rozległym krwotokiem wewnętrznym. Zayn został przewieziony na OIOM, a ja dostałam polecenie całonocnego czuwania i monitorowania jego stanu. Cieszyłam się, że będę mogła robić coś, co nie wiązało się z wypełnianiem i układaniem sterty papierów. Chłopak wyglądał tak niewinnie, kiedy spał. Był przystojny. Dostrzegłam to już w pierwszej sekundzie, kiedy go zobaczyłam, ale nie miałam czasu na przemyślenia. Liczyło się tylko uratowanie jego życia. Teraz już sytuacja była bardziej skontrolowana. Jeśli jego stan nie pogorszy się po upływie doby, wyjdzie z tego. Odwróciłam na chwilę wzrok od mulata, by spojrzeć, czy policjanci dalej stali na korytarzu. Nie pomyliłam się. Pilnowali go. Mimowolnie zaśmiałam się z ich głupoty. Przecież nieprzytomny im nie ucieknie, prawda? Byłam tylko ciekawa, kiedy przysnął. Nie wytrzymają całą noc czuwając.

    Osiem godzin po operacji, środek nocy. Stan Zayna nie pogorszył się, wszystko zmierza w jak najlepszym kierunku. Policjanci chrapią w najlepsze, tak jak myślałam.

   Dziesięć godzin po operacji. Zayn poruszył ręką. Wstałam z krzesełka. Delikatnie złapałam go za dłoń i pochyliłam się nad nim.

- Słyszy mnie Pan, Panie Malik? – Wyszeptałam.

- Nathan – wyjęczał. – To on – jego ochrypnięty głos dotarł do moich uszu.

- Ciii – pogłaskałam go po głowie. Zauważyłam, że zaczyna otwierać powoli oczy. Chciałam pójść po lekarza, jednak on ścisnął mnie za rękę.

- Gdzie ja jestem? – Usłyszałam. Jego czekoladowe oczy błądziły po mojej twarzy. Były piękne.

- W szpitalu. Jest Pan w szpitalu – wyjaśniłam uśmiechając się.

- Kim jesteś?

- Leah Colins. Pracuję tutaj.

- Nathan… gdzie on jest? – Z ledwością wypowiadał poszczególne słowa.



- Niech Pan teraz o nic nie pyta. Proszę odpoczywać, muszę zawołać lekarza – oznajmiłam i wysunęłam swoją dłoń z jego uścisku. Jeszcze raz posłałam mu uśmiech i wyszłam z sali poinformować lekarza, że pacjent się wybudził.


____________________________________________

Postanowiłam podzielić się z wami moim pomysłem na opowiadanie :) Mam nadzieję, że znajdą się chętni do czytania. Jak na razie prolog, ani pierwszy rozdział niczego nie wyjaśniają, ale mam nadzieję, że was zainteresowałam. Liczę na wasze szczere opinie w komentarzach. To od nich zależy, czy warto to dalej pisać. 

PROLOG






     Każdy w pewnym momencie podejmuje ważne życiowe decyzje. Jedne są złe, drugie prowadzą nas do sukcesu. Świadomość posiadania celu daje nam chęci do działania. Im bardziej nasze działania są intensywne, tym szybciej zbliżamy się do celu. Zawsze byłam uparta. Ta cecha na pewno pomogła mi w życiu. Nigdy nie potrafiłam odpuścić.

   Dostałam się na studia medyczne. Rozpoczęłam naukę na prestiżowym londyńskim uniwersytecie medycznym. Złożyłam podanie o praktyki do najlepszego szpitala i dostałam się. Pierwszy rok ukończyłam z  dość wysokim stypendium naukowym. Pracowałam nawet nad badaniami związanymi z przeszczepem serca. I to z najlepszą kadrą lekarską, sami specjaliści! Czułam się spełniona. Byłam już coraz bliżej mojego upragnionego tytułu lekarskiego. Godziłam praktyki z nauką. Tylko to się dla mnie liczyło.

  Do czasu, gdy nie poznałam jego…