piątek, 29 sierpnia 2014
Rozdział piąty
Im bliżej byłam sali Zayna, tym bardziej rytm mojego serca przyśpieszał. Zaczęłam się pocić z nerwów, a moje palce drżały. Przetarłam dłonią spocone czoło i wypuściłam ze świstem powietrze. Było źle. Wiedziałam to. Taki telefon od Fishera nigdy nie znaczył nic dobrego. Przegryzłam wargę. Jeszcze chwila i będę, jeszcze tylko kilka kroków. Stop. Moje nogi odmawiają posłuszeństwa. Stoję na środku szpitalnego korytarza i czuję się, jakbym grała w jakimś filmie, a ludzie dookoła mnie przyśpieszali swoje tempo. Słyszę ich nasilone głosy. Odgłosy pikających maszyn wyznaczających rytm serca drażnią moje uszy. Próbuję się uspokoić. Zamykam na chwilę oczy. Ciemność przynosi ukojenie, a mój oddech się miarkuje. Pulsująca do tej pory skroń znajduje swój normalny rytm, a ja przełykam ślinę. Zaciskam pięści, zbieram się w sobie i znajduję resztki odwagi. Niepewnie wychylam się zza drzwi prowadzących do sali, gdzie leży Malik. To co widzę rozbija mnie wewnętrznie. Mój wzrok najpierw pada na wszystkie rurki i kable, które przytrzymują Malika przy życiu. Podchodzę bliżej. Coraz intensywniej mogę słyszeć dźwięk urządzenia sygnalizujące rytm bicia jego serca, które swoją drogą, bije bardzo nierówno. Zayn ma zamknięte oczy, a jego blada twarz prawie nie odróżnia się od śnieżnobiałej poduszki. Przybliżam do niej swoją drżącą dłoń i opuszkami palców jeżdżę po jej konturach.Czuję jak jego policzek lekko drga, a powieki zaczynają unosić się do góry. Powoli zaczyna podnosić prawą dłoń do góry i sięga nią do maski tlenowej. Z trudem zsuwa ją w okolicę szyi. Zaczyna ciężko oddychać. Widzę, że walczy o każdy oddech, co sprawia, że czuję się jeszcze gorzej.
- Leah - chrapliwy szept wydobył się z jego ust. Przybliżyłam swoją głowę do jego, by móc lepiej usłyszeć, co ma mi do powiedzenia. - Przepraszam.
Szok. Czy on właśnie wypowiedział to słowo? Za co mnie przeprasza?
- Nie rozumiem. Co się stało, Zayn? - Jego ciemnobrązowe oczy błądziły po mojej twarzy.
- Jesteś taka piękna, Leah. Nie zasługujesz na to - z trudem złapał oddech po wypowiedzeniu tych słów. Przyłożyłam mu maskę tlenową, by się ustabilizował.
- Na co nie zasługuję, Zayn? - Przymrużyłam oczy. O czym on znowu bredzi?
- Nie jestem tym, za kogo mnie bierzesz. Ja nie istnieje, nie ma mnie. Oni nie mogli się o mnie dowiedzieć.
- Co ty bredzisz?! - Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Kolejne zagadki. Kolejne pytania.
- Przepraszam, że cię w to wciągnąłem - wydyszał.
- Co masz na myśli? - nachyliłam się w jego stronę jeszcze bliżej.
- Jesteś w niebezpieczeństwie, Leah.
Słowa Zayna zlewają się ze słowami jego brata. Znowu czuję niepokój. Zaczynam się bać. Czy ktoś chce mnie skrzywdzić? Dlaczego on mówi, że nie istnieje? Co mają znaczyć te słowa?
- Wiem, twój brat mi to powiedział.
- Widziałaś się z nim?
Skinęłam głową.
- Musisz mu przekazać, że niedługo odkryją nasz spisek. Powiedz mu, że nadal ma się ukrywać - chciałam mu przerwać, ale on pokręcił lekko głową. - Musisz zaufać mojemu bratu - z ledwością dokończył ostatnie zdanie. Brak powietrza sprawił, że zaczął się dusić. Pośpiesznie nałożyłam mu maskę z tlenem. Uśmiechnął się lekko. Zmęczenie dało mu się we znaki, gdyż momentalnie zmógł go sen.
Ja zostałam przy jego łóżku, a w mojej głowie kłębiło się tysiące pytań i brak jakichkolwiek odpowiedzi. Nie wiedziałam, co mnie czeka. Bałam się. Dałam się wplątać w jakąś grę, której reguł niestety nie znam. Muszę dowiedzieć się, o co w tym chodzi. Muszę porozmawiać z Nathanem. Niech mi wszystko wyjaśni. Należy mi się.
*
Stan Zayna określono jako cięzki. Wskutek powikłań powypadkowych jego nerki przestały dobrze funkcjonować. Został zakwalifikowany do przeszczepu, jako przypadek w pierwszej kolejności. Niestety ludzie, którzy figurują w bazie nie mają zgodnego materiału. Malik jest bardzo słaby, potrzebuję natychmiastowego przeszczepu. Inaczej... nie przeżyje. To wszystkie informacje, które dostałam od Fishera. Wszystkie cholerne informacje. Nie ma dawcy, Zayn umiera i tylko ja mogę go uratować. A raczej nie ja, tylko jego brat. Nie mogę dopuścić do najgorszego. Nie obchodzi mnie, jak bardzo poważne kłopoty mają. Liczy się tylko życie mojego pacjenta. Teraz tylko to jest ważne.
Zdenerwowana, drżącymi dłońmi wyciągnęłam telefon z torebki. Upewniłam się, że nikogo nie ma w pokoju lekarskim i wybrałam numer Malika. Jeden sygnał, drugi, trzeci... Zamiast głosu Javadda usłyszałam tylko pikanie. Odrzucił moje połączenie? Oczywiście, mogłam się spodziewać, że jego osoba nawet w małym stopniu mnie nie interesuję. Zdenerwowana postanowiłam wyjść się przewietrzyć. Policjantów, którzy do tej pory pilnowali Zayna nie było, zgodnie ze słowami jego brata cymbała, więc zostawiłam go pod opieką wykwalifikowanej pielęgniarki. Miałam pewność, że nie opuści sali. Miałam z nią dobre układy.
Kiedy wyszłam na zewnątrz chłodne, mokre powietrze uderzyło w moją twarz. Wiatr podrażnił moje oczy, czego wynikiem było kilka kropel łez spływających po moich policzkach. Lekko otarłam je wierzchem dłoni. Skierowałam się w kierunku pobliskiego parku. Nie mogłam daleko odchodzić. Musiałam być w pogotowiu. W każdej chwili mogliby potrzebować mojej pomocy na izbie. Rozkoszowałam się świeżym powietrzem i próbowałam ustabilizować oddech. Wdech, wydech Leah.Wszystko będzie dobrz... Momentalnie podskoczyłam, kiedy usłyszałam za sobą dźwięk łamanej gałęzi. Cholera, co to? Nie odwracaj się, nie odwracaj się. To tylko twoja wyobraźnia. Idź dalej, spokojnie. Nie zatrzymuj się. Kurwa. Instynktownie odwróciłam się za siebie. Przestraszyłam się, kiedy dostrzegłam za mną postać. Była coraz bliżej. Mogłam już dostrzec posturę młodego mężczyzny. Miał na sobie ciemną bluzę i kaptur na głowie, z którego wystawały niesforne loczki.Chciałam krzyknąć, uciekać, ale nie mogłam. Strach doszczętnie mnie sparaliżował.
- Kim jesteś i czego ode mnie chcesz?! - Pisnęłam i mechanicznie zrobiłam krok w tył.
Zaśmiał się. Nie przystanął. Był prawie na przeciwko mnie, a jego zielone oczy lustrowały moją twarz.
- Niezła - wydobyło się z jego gardła, a ja osłupiałam.
Jest zboczeńcem? Jasna cholera. - Spokojnie, nie musisz się mnie bać, Leah. Jestem Harry - zadziornie się uśmiechnął i wyciągnął w moją stronę dłoń.
- Skąd znasz moje imię? - Nie uścisnęłam jego dłoni. Bardziej obchodziło mnie czego ode mnie chce. Nie mam zamiaru się z nim zapoznawać.
- Jestem tu z polecenia Malika. Mamy pilnować jego brata i przy okazji ciebie - wytłumaczył.
- Oh, przy okazji? Dobre i to - prychnęłam i wyminęłam zielonookiego.
Czy wszyscy znajomi Nathana są kretynami? Najprawdopodobniej tak.
- Nie zdziw się, że pod salą Zayna spotkasz Louisa - poinformował loczek.
- Dajcie wy mi święty spokój! - Krzyknęłam i zawróciłam w kierunku szpitala.
Cholerni Malikowie. Cholerni ich znajomi. Pieprzyć ich. Bardziej mnie straszą, niż mają chronić. Banda idiotów.
- Leah!
- Czego?! - Warknęłam. - Oh, to ty, Greg. Przepraszam - wydusiłam, kiedy dostrzegłam mojego przyjaciela.
- Kto to był? - Spytał, wskazując wzrokiem w stronę, gdzie jeszcze chwilę temu stał Harry.
- Um, nowy ochroniarz Pana Malika. Musiałam mu wytłumaczyć parę rzeczy - skłamałam.
- Na pewno wszystko w porządku?
Pokiwałam głową.
- Tak, wracajmy do środka.
*
Po wejściu do szpitala postanowiłam od razu skierować się w stronę sali Zayna. Chciałam zobaczyć, czy rzeczywiście spotkam tam jakiegoś chłopaka, o którym mówił Harry. Oczywiście tak było. Niebieskooki szatyn spoglądał w moją stronę. Był dobrze zbudowany, tak jak inni z paczki. Na moich ustach pojawił się uśmieszek.
- Cześć Louis - powiedziałam dumnie, a na jego twarzy pojawił się szok.
Tak! Wreszcie to ja ich zaskakuje, a nie oni mnie. - Co się tak gapisz?
- Skąd ty...skąd wiesz jak się nazywam? - Wyjąkał.
Roześmiałam się.
- Wysoki, lokowaty, głupi.
Zmarszczył brwi.
-Chodzi ci o Harrego?
- Bingo. Chyba nie muszę ci się przedstawiać? - Zakpiłam.
- Skoro jesteś poinformowana.
- Na to wygląda - fuknęłam. - A teraz mnie przepuść.
- Buntowniczka? - Widziałam, że był wyraźnie rozbawiony całą sytuacją.
- Nie pozostało mi nic innego. W ostatnim czasie zostałam zdominowana przez mężczyzn - westchnęłam.
- Musisz mieć duże powodzenie.
- Gdybym mogła, oddałabym je komuś innemu.
Spuściłam głowę w dół. Te słowa były świętą prawdą. Gdybym tylko mogła, tak bym zrobiła. Niestety, ukłucie w sercu przypomniało mi, że jestem kompletnie bezradna w tej kwestii.
- Aha, i przekaż swojemu kumplowi, że jego brat umiera, i jeśli się ze mną nie skontaktuje może już go nigdy nie ujrzeć - z ledwością wydusiłam te słowa, po czym weszłam do sali Zayna, zostawiając szatyna w kompletnym szoku.
Oddychał miarowo. Urządzenie podtrzymujące jego funkcje życiowe pikało co jakis czas. Nerki jeszcze funkcjonowały, jednak z doby na dobę będa w coraz gorszej kondycji. Pomimo tych wszystkich urządzeń i bólu, na twarzy Zayna widniał uśmiech. To mnie podbudowywało. Budziło moje resztki nadziei. Podeszłam bliżej. Nie spał. Jak na zawołanie otworzył oczy.
- Cześć, mój aniele - przywitał mnie, a ja posłałam mu uśmiech.
- Aniele? Chyba daleko mi do niego - zachichotałam.
- W tym fartuszku na pewno się do niego zbliżasz.
Spuściłam głowę i zaczerwieniłam się.
- Nie mogę sobie wybaczyć, że cię w to wciągnąłem. Chociaż z drugiej strony nie żałuję - uniosłam wzrok z zaciekawieniem. Ręka Zayna dotknęła delikatnie mojej. Nie odsunęłam jej.
- Dlaczego? - Postanowiłam zadać pytanie i ponaglić jego odpowiedź. Wpatrywał się we mnie swoimi brązowymi oczami, a ja nie mogłam nadziwić się ich głębi i blasku. Hipnotyzowały mnie. Nie powinnam tak reagować, ale mimo wszystko to było silniejsze ode mnie.
- Bo codziennie mogę patrzeć w te cudowne oczy, słyszeć melodyjny śmiech i być obdarzany najcudowniejszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widziałem.
Czy ja śnię? Czy on to właśnie powiedział o mnie, do mnie? Proszę cię, serce przestań tak walić. Moje policzki pewnie już mnie zdradziły. O cholera, i co teraz? Mam coś odpowiedzieć? Ale co?
- Podlizujesz się - wypaliłam.
Brawo, Leah. Mistrzyni flirtu! Powinnam dostać Oscara.Przegryzłam wargę. Malik jedynie zachichotał, postanowiłam mu zawtórować.
Naszą rozmowę przerwał dźwięk mojego telefonu. Wyjęłam urządzenie z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz.
- Twój braciszek - przewróciłam oczami, co wywołało u bruneta śmiech.
- Mogę z nim porozmawiać?
- Jasne - posłałam mu uśmiech, nacisnęłam zieloną słuchawkę i podałam telefon Zaynowi.
- Cześc, bro - przywitał się wyraźnie rozpromieniony. Niestety, nie mogłam usłyszeć odpowiedzi Nathana, więc przysłuchiwałam się jedynie słowom Zayna. - Nie narzekam na brak towarzystwa - zażartował. - Powinieneś się ukrywać. Nie zdobyli jak na razie numeru twojego telefonu, wiec cię nie namierzą. Chociaż raz mnie posłuchaj - warknął. - Nie chce, żeby coś ci się stało, rozumiesz? Nie pierdole głupot! Czy ty czujesz powagę sytuacji? Prawie mnie załatwili, czaisz? Masz uważać - zauważyłam zdenerwowanie na jego twarzy. Znów zaczynał niespokojnie oddychać, więc wiedziałam, że muszę przygotować maskę tlenową. - Ja na razie się nie domyślają! Dobrze ci radzę. Załatwiłeś jej ochronę? - Swój wzrok skierował na mnie. Mówił o mnie. - To dobrze, nie chce, żeby coś się jej stało. Malik, ty cholerny kobieciarzu! Ani mi się waż! - Momentalnie poczerwieniał na twarzy. Zaczął pokasływać. Sięgnęłam po maskę tlenową.
- Dosyć - powiedziałam i zabrałam swój telefon z rąk Zayna, kończąc jego rozmowę z bratem. Założyłam mu maskę tlenową i skierowałam się do wyjścia. Złapałam kontakt wzrokowy z Louisem, który nadal był pod salą Malika. Pokiwał głową, co oznaczało, że wie co mam na myśli. Oddaliłam się nieznacznie i przyłożyłam słuchawkę do ucha.
- Czemu nie odbierałeś ode mnie telefonu? - Zarzuciłam na wstępie.
- Przecież oddzwoniłem - usłyszałam ochrypły głos Java.
- To była pilna sprawa, właściwie jest - zakomunikowałam.
Westchnął przeciągle. Chyba się zdenerwował.
- Chyba mogła poczekać, skoro jeszcze jest.
Moja krew zawrzała. Zacisnęłam wolną, lewą dłoń w pięść.
- Ty cholerny egoisto. Miałeś mnie pilnować - warknęłam.
- Coś się stało? Zauważyłaś kogoś podejrzanego? Debile! Przecież wyraźnie mówiłem, że mają za tobą łazić krok w krok - wykrzyczał mi do słuchawki, aż musiałam ją odsunąć od ucha.
- Nie, stało się coś bardziej strasznego - zapadła cisza.
- Co się, do cholery, stało?!
- Twój brat umiera i jesteś jedyną osobą, która może mu pomóc.
-Co ty pierdolisz, Jess?
- To nie są żarty. Potrzebny jest przeszczep, inaczej umrze.
- Kurwa mać.
*
Wreszcie koniec. Dobrnęłam do ranka. Skończyłam nocną zmianę. Muszę odpocząć. Przysługujący mi wolny dzień spędzę w domu, z gorącą czekoladą i dobrym filmem. Nie muszę się martwić o Malika, bo jest pilnowany przez Harrego i Louisa. Mogę choć trochę się odprężyć i zapomnieć o tym wszystkim.
Do domu wracałam na piechotę, ponieważ zostałam przywieziona przez Nathana, a mój samochód stał spokojnie na parkingu przed domem. Zadowolona z chwili dla siebie, jaką wreszcie dostałam z uśmiechem przemierzałam drogę do domu. Jakaż byłam naiwna, kiedy myślałam, że będę mogła spędzić ten dzień bez spraw Malików. Droge zajechało mi srebrne ferrari.
- Wsiadaj - usłyszałam dobrze mi znany, zachrypnięty głos.
- Jav? Co ty tu robisz? - Spytałam zaskoczona. - Miałeś się nie pokazywać - przypomniałam mu.
- Jeśli nie przestaniesz gadać i natychmiast nie wsiądziesz do auta, to na pewno ktoś może mnie zauważyć - warknął.
Przewróciłam oczami i zrobiłam to, co mi kazał.
- Takim samochodem na pewno nie wzbudzasz sensacji.
- To auto Nialla. Jego czapka, jego bluza - wyjaśnił.
- Bielizna też? - Zakpiłam.
- Nie. Bieliznę akurat mam swoją. Chcesz zobaczyć, mam się zatrzymać? - Zwrócił swój wzrok w moją stronę i zaczął lekko zwalniać.
- Chciałbyś - wysunęłam w jego stronę język.
- Jestem gorący, nie bój się tego przyznać - położył mi rękę na kolanie, a ja od razu ją zsunęłam.
- To na mnie nie działa - poinformowałam.
"Serce bije ci jak oszalałe, ręce zaczynają się pocić. Ponadto odwracasz głowę, by ukryć zaczerwienione policzki. Ale masz rację, nie działa." Zamknij się.
- I to nie mój dotyk sprawił, że się zarumieniłaś?
-Gdzie jedziemy? - postanowiłam zmienić temat.
Zaśmiał się, po czym momentalnie spoważniał.
- W jakieś ustronne miejsce. Musimy porozmawiać.
Kiwnęłam głową, na znak, że rozumiem. Pogłośniłam radio samochodowe, w którym właśnie zaczęły wydobywać się pierwsze takty piosenki Ed'a Sheerana.
Po kilku minutach Malik zatrzymał samochód i wysiadł z niego. Od razu wyciągnął z kieszeni papierosa i zapalił go.
"Myślałaś, że ci otworzy?Głupia" Odgoniłam od siebie myśli i postanowiłam dołączyć do Nathana. Widziałam, że intensywnie nad czymś rozmyślał. Wyglądał obłędnie.Delikatny i nadzwyczaj spokojny. Rozejrzałam się po otoczeniu. Malik wywiózł mnie na jakieś obrzeża miasta. Jednak nie żałowałam, było pięknie. Staliśmy właśnie na urwisku, a pod nami rozprzestrzeniał się las. Wyglądało to przecudownie. W oddali można było także dostrzec pojedyncze domki mieszkalne. Dziwne, że nazwał to miejsce ustronnym. Przecież powinno być najczęściej odwiedzanym. Takiego widoku nie powinno się przegapić.
- Jest z nim bardzo źle? - Usłyszałam po chwili lekko zdenerwowany głos Malika. Nie chciałam go oszukiwać. Musiałam powiedzieć mu prawdę.
- Bardzo - westchnęłam. - Ratuje go tylko przeszczep.
- Mam być dawcą?
Kiwnęłam głową.
- Musimy zrobić ci rutynowe badania, czy się kwalifikujesz. Zaczniemy od tego, że rzucisz to świństwo - podeszłam do niego i wyjęłam mu z ust papierosa, po czym ugasiłam go butem.
- Ej! To był mój ostatni z paczki! - Wykrzyczał.
Wybuchnęłam śmiechem. Jak dziecko.
- Chcesz uratować brata?
Spojrzał w moją stronę. Wypuścił ciężko powietrze z ust. Smutek w jego oczach mnie przeraził. Odwrócił wzrok i usiadł na trawie. Usiadłam obok niego i wlepiłam wzrok przed siebie.
- Chcę, ale nie mogę. Nie jako ja. Nie zrozumiesz tego.
Faktycznie, nie rozumiem.
- Może mi to wyjaśnisz?
- Nie mogę.
Przymknęłam oczy.
- Jesteś cholernym dupkiem, Nathan. Nie obchodzi cię, że twój brat może umrzeć? - Podniosłam głos. Chciałam do niego dotrzeć. Czy on nie rozumiał, że sytuacja jest krytyczna?
- Mówiłem, że nie zrozumiesz.
- Zrozumiem, jeśli mi to wytłumaczysz!
- Nie mogę, do cholery! - Wrzasnął. - Spróbuję coś wykombinować. Przecież nie pozwolę mu umrzeć. Zmieńmy temat.
Oh, tak, najlepiej. Zmieńmy temat, bo wielce urażony Malik nie chce mi niczego wytłumaczyć.
- Chciałabym zauważyć, że też w tym siedzę. Należą mi się chyba wyjaśnienia.
- Te informacje pogorszą twoją sytuację. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.
Przegryzłam dolną wargę. Kolejny raz byłam zaniepokojona jego słowami. Kolejny raz mnie przeraził. To znaczy, że mam o nic nie pytać? Czy on zwariował? Nie zabije mojej ciekawości głupim, bezpodstawnym grożeniem.
- Ja jednak chciałabym zaryzykować - oznajmiłam.
- Uwierz, nie chciałabyś. Możesz się na chwilę nie odzywać? Daj mi pomyśleć.
Wykrzywiłam usta w wymuszonym uśmiechu. Spojrzałam na widoki przed siebie. Ziewnęłam przeciągle. Zmęczenie zaczęło dawać mi się we znaki. Jav intensywnie coś analizował, a ja czułam, że moje powieki są coraz cięższe. Nie wiem, jak on mógł odmówić udzielenia pomocy swojemu bratu. Co jest tego powodem? Co jest powodem, dla którego Zayn musi cierpieć. Oczy zaczęły mi się samoistnie zamykać. Wyrzuciłam wszystkie myśli z głowy, chciałam tylko wrócić do domu.
- Zawieź mnie do domu, Zayn - szepnęłam ospale i próbowałam walczyć z sennością.
Brunet wstał i pomógł mi dojść do samochodu.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że zwróciłam się do Nathana imieniem brata. Zaskakujące było to, że nawet mnie nie poprawił. Jednak nie miałam siły, by go o to zapytać. Przegrałam walkę ze snem.
_____________________________________________________________
Przepraszam za moją nieobecność. Dużo się działo w moim życiu.
Jeśli to opowiadanie zasługuję za dalsze pisanie i publikowanie:
25 komentarzy = kolejny rozdział.
Wtedy będę wiedziała, że jest sens je dalej pisać dla was :)
Dziękuję za wszystkie komentarze, nawet jeśli się nie uda :)
Ściskam mocno! Mam nadzieję, że do następnego!
Subskrybuj:
Posty (Atom)